Zarysował się podział ludzi na rozsądnych i na debili.
Rozsądni to ci, którzy mówią: dla dobra ludzkości siedźcie na dupie w domu. Im więcej siedzicie na dupach, tym jesteście rozsądniejsi.
Debile to wszyscy pozostali.
Nie żeby mnie specjalnie dziwiło, że groźba tygodniowej gorączki i kaszlu tak wstrząsnęła światem, że poczciwi ludzie są gotowi na bezrobocie, byleby tego uniknąć. Nie dziwi mnie również to, że skrajni dotąd egoiści, którzy myśleli wyłącznie o własnej dupie, nagle zaczęli kochać babcie, dziadków i emerytów, twierdząc że to o nich chodzi.
Nie wierzysz? To powiedz zdrowemu jak koń 30-latkowi, że w jego przypadku ten koniec świata, którym wszyscy żyją, nie różni od przeziębienia. On ci odpowie, że to nie o niego chodzi, tylko że może zarazić babcię.
Tak, świat jest nagle pełen kochających bliźniego ludzi. Zwłaszcza Polska. Film „Dzień świra” to o jakimś innych kraju mówi, bo tutaj wszyscy z miłości do staruszków się codziennie poświęcają.
Niech wam będzie, dobrzy ludzie.
Ale chciałem o coś zapytać tych rozsądnych, co siedzenie na dupie w izolacji przez dwa tygodnie uznali za czyste dobro.
Co ma być po tych dwóch tygodniach?
Czy ktoś w ogóle ma blade pojęcie jaki jest plan?
Bo skoro koronawirus roznosi się łatwiej niż grypa, a grypy nie ma szans się pozbyć raz na zawsze kiedy raz się pojawi wszędzie, to wniosek jest jeden: koronawirus będzie z nami zawsze.
Zmroziło was teraz?
To może lepiej. Bo może to być pierwszy krok do trzeźwości. I do działań realnych, a nie na pokaz i dla świętego spokoju.
Aaa, czekaj, bo ty naprawdę uwierzyłeś, że po tych 2 tygodniach siedzenia na dupie ilość zarażeń na całym świecie spadnie DO ZERA?
No, jeżeli tak, to jestem ZA! Zamknąć wszystko! A potem zróbmy też to samo z grypą, bo nienawidzę leżeć w łóżku z gorączką!
Ale jeżeli jednak tak się nie da, to zapytam z jakiej dupy wyciągnęliście ten swój rozsądek, panowie i panie, skoro wiecie przecież, że metoda kwarantanny działa tylko wtedy, kiedy uda się odizolować paskudztwo w 100%!
Absurd. Za późno. Koronawirus jest już wszędzie. Pewnie ja go mam na ręce kiedy to piszę. Pewnie ty go masz na twarzy kiedy to czytasz.
Znam odpowiedź po co ta kwarantanna: roznoszenie się wirusa zwolni.
A owszem. Zwolni. I to… dobrze? Hm, może i dobrze, przyjmuję argument. Ale szczerze mówiąc wolałbym mieć przykre rzeczy za sobą jak najszybciej, a nie rozwlekać je w czasie ile się da.
Z drugiej strony, więcej wolnego miejsca w szpitalach i tak dalej. Rozumiem. Niech będzie. Ale co potem?
Loty za granicę będą odwołane na zawsze?
Restauracje będą zamknięte na zawsze?
Wszyscy będą w biurach pracować w maskach gazowych na zawsze?
Bo można być pewnym, że kiedy tylko skończy się izolacja, to nastąpi znowu wzrost zakażeń. I co, cały cyrk zacznie się od początku? Będziemy się odtąd izolować każdy pierwszy tydzień miesiąca?
Więc nie krzyczcie na mnie, że jestem ciekaw jaki jest dalszy plan. Bo może jestem jedynym, który w ogóle o tym pomyślał. Bo jeżeli się okaże, że wirus zamieszka miedzy nami jak grypa, to powstanie pytanie: po ch było poświęcać gospodarkę, skoro i tak trzeba to będzie w końcu przejść?
Dziś widziałem odcinek the Simpsons, w którym przypomnieli mi, że był kiedy zwyczaj celowego zarażania dzieci ospą, póki są małe. Powód jest wbrew pozorom rozsądny: dzieci przechodzą ją łatwo, dorośli dużo ciężej.
Ale dzisiaj gdyby ktoś to samo zaproponował w przypadku koronawirusa to by go przecież zamordowali. Teraz już się z niczym nie walczy. Teraz się przed wszystkim ucieka.
I nie, żebym miał coś przeciwko uciekaniu. Bardzo lubię. Tylko w tym wypadku pytam: czy jest w ogóle dokąd? I na jak długo? Uciekanie fajne, tylko że mam wrażenie, że nie zawsze się da.
Więc jeszcze raz: co ma się stać po tej izolacji? Problem zniknie i nikt się już nie zarazi, bo wszystkie egzemplarze wirusa doznają anihilacji na całej planecie jednocześnie? Czy że może plan jest taki, żeby zamknąć sklepy i granice na zawsze? Czy że wszystkie kraje wybudują dookoła granic mur na 20 metrów?
Co ma być dalej?
Pytam tych rozsądnych, oczywiście, bo ja sam głupi nie będę przecież innych głupich pytał.
Martin Lechowicz, baron