Właśnie się dowiedziałem: Korwin założył nową partię!
Nowa partia nazywa się Korwin.
Zatkało mnie. Ale po chwili stwierdziłem, że megalomania megalomanią, ale przynajmniej uczciwie. W końcu wszystkie partie w Polsce są albo wodzowskie albo ich nie ma.
Ech, gdyby wszyscy poszli za tym przykładem! Byłby porządek. PO by się nazywało „Tusk” (przepraszam, teraz już „Kopacz”), a PiS „Jarek”. O, i jaki skróty można fajne wymyślać! Na przykład: JA Rządzę – Elektorat Klaszcze. Pasuje.
Plus tego wszystkiego jest taki, że chyba nikt mnie więcej nie zapyta czy popieram nową partię Korwina. Ciągle mi zadawali takie pytanie, bo partia Korwina jest zawsze nowa.
No teraz odpowiedź jest już chyba tak oczywista, że nie będą pytać. Naprawdę ktoś uważa, że popierałbym partię wodza, której nazwą, celem i programem politycznym jest on sam?
Nawet Hitler nie wpadłby na pomysł, żeby nazwać partię „Hitler”…
Kto wie, może jak i ta partia się rozleci, to w następnej członkowie będą mieć obowiązek zmienić nazwisko na „Korwin”? A w kolejnej obowiązek nazywania dziecka płci męskiej „Janusz”? A w ostatniej programem partii będzie zmiana nazwy kraju z „Polska” na „Korwinland”.
Ludzie, litości… Poglądy poglądami, ale jak ktoś jeszcze może traktować tego faceta poważnie?