Przeziębił mi się pęcherz.
Jest to nieprzyjemna przypadłość, którą opisałbym w skrócie tak: cały czas chce ci się olewać, że tak powiem. Nawet jak nie masz czym. A jak wiadomo z próżnego to i Salomon nie oleje.
Strasznie mnie kusiło, żeby wybrać się do jednego z tych charyzmatycznych kościołów chrześcijańskich, w którym leczą wrzaskiem. Bywałem w takich. Często zwracają się przy tym do rozmaitych części ciała, np. „nogo, rozkazuję ci się wydłużyć w imieniu Jezusa” i tak dalej. Ciekawe co by mówili w przypadku pęcherza?
– Szczypanie w penisie, odejdź w imieniu Jezusa!
– Niechaj Pan dotknie świętego kutasa!
– Szczochu diabelski, wyjdź!
Chciałbym to usłyszeć. I nagrać. Milion odsłon na YouTube gwarantowany. I co za reklama dla kościoła, przy okazji!
Kiedy w Biblii Jezus uzdrowił kalekę, to ten wstawał i zaczynał biegać. Kiedy uzdrowił niemego, to zaczynał krzyczeć. Więc co powinien zrobić człowiek, któremu Jezus uzdrowił pęcherz?
Nie wiem jak wy, ale ja bym obsikał pastora. A cały kościół by krzyczał: „chwała Panu!” To też by warto nagrać.
No ale nie poszedłem w końcu do tego kościoła, bo sobie przypomniałem, że często podczas uzdrawiania na chore miejsce nakłada się ręce.
Wiecie, zależy kto nakłada. Gdyby to było młode nawiedzone dziewczę, to nie widzę problemu. Mało jest rzeczy tak atrakcyjnych jak młode nawiedzone dziewczę. Ale pastor czy inny uzdrawiacz zazwyczaj nie jest młodym dziewczęciem, tylko wręcz przeciwnie.
Więc nie, dziękuję. Nakładanie rąk sobie darujmy.
Czasem sobie myślę, że kościół, który byłby konsekwentny we wszystkim co robi, byłby nie do zniesienia.
A wczoraj, kiedy zwierzyłem się z problemu, usłyszałem takie spostrzeżenie: ludzie często podchodzą do kobiety w ciąży i kładą jej ręce na brzuchu. No i co? No i bez sensu. Bo powinni podejść do męża i poklepać go po jądrach mówiąc „dobra robota”.
Logiczne.
Ja więc poczekam aż mnie Bóg uzdrowi. Bezdotykowo. Z tego co wiem o biologii już to zresztą zrobił – skonstruował organizm tak profesjonalnie, że z większości przypadłości potrafi się sam wyleczyć.
Bez pomocy dodatkowych wrzasków.