Mam czelność nie akceptować depresji.
Bezczelnie nie zgadzam się z przyjętą powszechnie postawą akceptacji tego, że jak jest źle to są powody, a jak są powody, to trzeba się z nimi pogodzić.
Nie, nie trzeba.
Gdybym był nauczycielem to nie przyjmowałbym żadnych usprawiedliwień. Ani od rodziców, ani od lekarza, ani nawet od papieża Franciszka. Jesteś chory, to jesteś chory, tak bywa. Ale nie sądź, że cię to usprawiedliwia.
Wyjaśnia? Owszem.
Zwalnia z odpowiedzialności? Nigdy.
Uważa się powszechnie, że właściwą postawą dla chrześcijanina jest poddać się. Miałeś fajne plany, ale coś ci nie idzie? No to widocznie Bóg zamknął drzwi. Więc się poddajesz, bo jesteś usprawiedliwiony.
Królowa wszystkich usprawiedliwień i wymówek – depresja – została zaakceptowana w zachodnich społeczeństwach jako coś w rodzaju karty „wychodzisz wolny z więzienia” z gry Monopol. Kiedy masz tą kartę, jesteś natychmiast zwolniony z odpowiedzialności.
Możesz być gruby, bo masz depresję.
Możesz nie chodzić do pracy, bo masz depresję.
Masz prawo do opieki, wyrozumiałości, litości i darmowych pieniędzy, bo masz depresję.
Kto by nie chciał takiej karty?
Wiem, co teraz powiedzą wszyscy poddani Jej Królewskiej Mości:
– Uwierz, że byś nie chciał!
– Uwierz, że to nie jest takie proste.
– Tylko ten kto w tym był, zrozumie.
– Nauka mówi, że to zmiany w mózgu i nic się nie da zrobić.
Nawet gdyby to wszystko była prawda, to mam to w dupie. Bo nie ma to żadnego znaczenia, czy to uleczalne, nieuleczalne, nabyte, dziedziczone, genetyczne, możliwe czy niemożliwe.
Nie ma to żadnego znaczenia, bo każdy człowiek ma prawo nie zgadzać się z czym tylko chce.
Historia ludzkości jest pełna ludzi, którzy nie zgadzali się z niemożliwym.
To tacy ludzie budowali pierwsze samoloty i promy kosmiczne. To oni odkryli antybiotyki. Oni tłumaczyli Biblię. Oni buntowali się przeciwko nadużyciom wszechwładnego Kościoła. To oni budowali od zera Nowy Świat za oceanem.
To ludzie, którzy się nie poddawali.
Jasne, że jest ich nieliczna garstka w porównaniu z morzem tych, którzy woleli uwierzyć, że zmiana jest niemożliwa. Bo strach. Bo nauka. Bo rodzice. Bo ojczyzna. Powód się znajdzie.
Ale dla kogoś, kto nie chce się poddać w szukaniu wyjścia, nawet taki powód, że to niemożliwe, nie jest wystarczająco dobrym powodem.
Dlatego nie akceptowałem, nie akceptuję i nie będę akceptować depresji jako usprawiedliwienia, uzasadnienia, wymówki. Ani w sobie, ani w innych. Ani teraz ani nigdy. Tak samo jak nie zaakceptuję ślepoty, braku ręki, dysleksji, krzywego nosa.
Uważam, że traktowanie depresji za rodzaj choroby czy niepełnosprawności, jest wyrazem pogardy dla człowieczeństwa, jest obsceniczne, perwersyjne, jest jakimś psychicznym zboczeniem.
Wartość człowieczeństwa mierzy się niezgodą, nie uległością.