Kwas życzliwości

2016-08-13Blog2832

Wszyscy się już chyba zdążyli zorientować, że w środowiskach kościelnych panuje moda na komentowanie życia innych ludzi.

Dyskusje o tym czy „brat” postąpił dobrze czy źle są podyktowane poczuciem obowiązku wobec Boga oraz życzliwością wobec ludzi.

Dobrze to rozumiem. Za PRL-u rzesze zatroskanych obywateli w ramach poczucia obowiązku wobec Ojczyzny donosiły na sąsiadów podpisując się zawsze „Życzliwy”.

Czy to państwo, czy kościół, czy Bóg, życzliwi zawsze są tacy sami: interesuje ich to, żeby wobec Władzy być w porządku.

Szczególnie irytujące jest to u chrześcijan, którzy dają swoją życzliwością dowód tego, że niewiele z tego chrześcijaństwa zrozumieli. Kogoś, kto traktuje Boga jak obywatel Władzę, dzielą od Jezusa kilometry.

Irytację można jeszcze wytrzymać, ale nie wściekłość, którą każdy przyzwoity, ludzki człowiek czuje kiedy staje wobec konsekwencji takiego postępowania.

W swojej dobrotliwości bowiem życzliwi donosiciele, oskarżyciele i sędziowie cudzego życia, najmniej są zainteresowani tym, czy ich słowa zmienią coś na lepsze czy na gorsze.

Poprzestają na rozumowaniu godnym deblila, które mówi: „skoro postępuję zgodnie z Prawdą, z Prawem i Sprawiedliwością, to skutki MUSZĄ być dobre!”

Otóż nie są.

I niech ktoś weźmie i powie tym ludziom, że ich uparte ignorowanie rzeczywistości nie czyni z nich świętszych ludzi i lepszych obywateli.

Czyni z nich ostatnich skurwysynów. Bo swoimi słowami doprowadzają ludzi nie do poprawy, nie do refleksji, zrozumienia, tylko do depresji. Do rozpaczy. Do zniechęcenia, izolacji, spirali niekończącego się poczucia winy. Do samookaleczeń, alkoholizmu, samobójstw.

A przy tym wszystkim ci życzliwi bracia i zatroskani obywatele żyją w przeświadczeniu, że postępują dobrze i słusznie.

A my, ludzie, którzy we wszystkich szukamy tego co najlepsze, zamiast postawić im przed nosem lustro i nazwać rzeczy po imieniu, tolerujemy to, łagodzimy sytuację, naprawiamy skutki.

Zamiast po prostu powyrywać te chwasty.

Bo w życzliwych należy widzieć człowieka i szukać dobrego. I jemu należy oszczędzać cierpienia i dodawać szczęścia.

Ale o ile bardziej ofiarom jego bezmyślnego postępowania.

Więc dla dobra potencjalnych ofiar życzliwości ludzi Świętych i Sprawiedliwych obiecuję sobie solennie, że pozbędę się z mojego otoczenia tego, co Jezus nazywał „kwasem Faryzeuszy”.

I pomyśl, czy ty też nie powinieneś.

Podziel się z głupim światem