Podróżowanie z czterema dziewczynami ma olbrzymie plusy. Dziewczyny są miłe, miękkie i ładnie pachną. Co by nie mówić, z dziewczyną w kompanii jest znacznie przyjemniej niż bez niej.
Z drugiej strony zdążyłem sobie przypomnieć jak działają mi na nerwy. Nawet na wyprawę, gdzie większość czasu mamy spędzać obozując w dzikich miejscach, każda bierze ze sobą istny salon piękności: lusterka, szamponiki, mydełka, wieszaczki, cholera wie co. Powinienem być właściwie wdzięczny, że nie przywiozły z Polski własnych desek klozetowych. Oczywiście utrzymują, że ten cały arsenał jest absolutnie niezbędny do życia. Ja jednak, będąc upartym osłem nie daję się przekonać, że na południu Włoch, gdzie temperatura o siódmej rano wynosi w słońcu 40 stopni, naprawdę niezbędna jest komuś suszarka do włosów.
Dzisiaj przekonałem się też, dlaczego dziewczyny upierają się, żeby wszyscy opuszczali deskę w kiblu. Otóż dlatego, żebyś pod nią nie zauważył spływającej smutno plamy krwi, którą dzisiaj miałem honor zaobserować w rzeczonym miejscu.
Lepiej więc zrób to, co mówi dziewczyna, i opuszczaj deskę. Bo nigdy nie wiesz, co pod nią zostawiła.
A przy okazji okazało się, że w Italii problem podniesionej deski w ogóle nie występuje. W większości miejsc nie mieli desek. Kupę robicie na bakelicie – byłaby ciekawa piosenka z tego.