Senegal to pierwszy zespół z Afryki na tych zawodach, który wygrał mecz.
Polska to zespół z Europy, który składa się z Lewandowskiego oraz 10 statystów.
Statyści z Polski grali dziś mecz z Senegalem wedle zasady wyniesionej z polskiej szkoły: BYLE NIE BYŁO NA MNIE. Zawodnicy Senegalu po prostu grali.
Wynik: Polacy pierwszą bramkę strzelili sami sobie, następną pomogli strzelić Senegalowi a na koniec, kiedy zobaczyli, że jest 2:0, dostali paniki i nadludzkim wysiłkiem strzelili bramkę na swój rachunek. Ogólnie więc odpowiadają za wszystkie trzy braki, więc bardzo pracowici ludzie.
Zagadka do przeanalizowania: jak się kończy starcie między zespołem A, składającym się z jednego superbohatera i 10 zestrachanych, nieśmiałych bidoków, a zespołem B, gdzie 11 ludzi umiarkowanie dobrych, choć nie wybitnych, współpracuje i się nie boi?
Zespół A zwykle wygrywa.
Po dzisiejszym meczu jestem bardzo zadowolony, że wyjeżdżam z tego kraju na stałe. Nie, żebym się cieszył, że komuś się nie udało, ale nie mam już siły patrzeć na polskie kompleksy w akcji. Przecież to ludzie, którzy na codzień grają za granicą i grają tam dobrze. Ale kiedy ich zebrać razem na gruncie polskości, dać im polskiego trenera do opieki, to dostają nagle totalnego paraliżu psychicznego i zachowują się jak studenci, którzy chcą jakoś tylko przetrwać kolejną sesję.
Skąd ta dziwna polska niemoc? Nie wiem, ale mam dziwne podejrzenie, że zaczyna się gdzieś w polskiej państwowej szkole, a utrwala gdzieś na uniwersytecie.
Ergo, błogosławieni Polacy, którzy nigdy nie chodzili do przedszkola. Ani na studia.
A następnej piosenki pisać mi nie każcie. Jedna o Podolskim wystarczy. Lewandowskiemu dajmy już spokój.