Widzę po komentarzach, że dużo ludzi wyznaje teorię „jak się nie podoba nasz kraj to wracaj do swojego”.
Wołają oni, że uchodźca ma się zachowywać przyzwoicie i niczego nie chcieć. Ma jeść suchy chleb, pić wodę z kałuży i mieszkać w pudle na śmieci, bo to i tak lepsze niż wojna. Komputer czy komórka nie wchodzą w grę. Bo co to za uchodźca co niby ucieka przed bombami, a tu nagle chce mieć telefon. To nie uchodźca, to imigrant zarobkowy!
A imigrant zarobkowy to zło.
W dążeniu do większego bogactwa i wygodniejszego życia musi być więc coś złego. Tylko nikt nie chce sprecyzować co. Pewnie dlatego, że to skomplikowane do wytłumaczenia. W końcu ta sama chęć bogacenia, co u czarnego muzułmanina bulwersuje, białemu katolikowi daje prawo wołać o 500 plus, darmowe szpitale, płace minimalną i podwyżki.
Podsumowując: jak czarny chce gwarantowane 2000zł to jest to bezczelna pazerność. Jak biały chce gwarantowane 2000zł to jest to słuszna walka o godziwe życie.
A uzasadnieniem tego wszystkiego jest koncepcja pod tytułem „mój kraj”.
Okazuje się bowiem, że niezliczone rzesze ludzi są właścicielami Polski. Nie wiadomo dokładnie czy mają w niej udziały, czy może ją dzierżawią, ale coś mieć muszą. Bo zachowują się tak, jakby faktycznie mieli jakiś akt własności do Polski.
I to chyba nawet całej.
Twierdzą więc, że gdzie by nie stali, są tu „u siebie”. Trochę mnie to niepokoi. Znaczy u mnie w domu też są u siebie? Wynajmują całą Polskę, czy co? No bo wszystko jest ich, całe terytorium, infrastruktura i nieruchomości. Mój kraj. Posiadam go.
I to wszystko wyjaśnia. Bo skoro imigrant stojący na ulicy Kopernika we Wrocławiu jest u ciebie, to jasne, że musi się zachowywać tak, jak ty mu każesz. Dlatego, że ty masz akt własności do ulicy Kopernika, a on nie ma.
Ok, przyznaję, nie widziałem nigdy tego aktu własności. Ale skoro mówi ktoś, że Polska do niego należy i skoro tak się zachowuje jakby należała, to czemu mam człowiekowi nie wierzyć?
Chciałbym też mieć jakiś kraj. Na przykład Polskę, czemu nie. Niestety, ja tu tylko mieszkam. Nie mam żadnej ulicy, ani nieruchomości. Obok mnie mieszkają ludzie, którym nic nie mogę kazać, bo przecież nie są u mnie.
I dobrze.
Wyobrażasz sobie co by to była za odpowiedzialność, gdybym musiał decydować za innych jak mają żyć, co im wolno chcieć i o czym marzyć?!…