Narzekanie jest złe.
Dlatego należy zawsze wybierać lekarza, który nie narzeka. Dobry lekarz nie kręci głową nad twoim paleniem, piciem, otyłością i siedzącym trybem życia, tylko mówi, że żyjesz wspaniale, a będzie jeszcze lepiej. Dobry, nienarzekający lekarz nie powie, że masz za wysokie ciśnienie – to by było narzekanie. Powie, że inni mają jeszcze wyższe, więc nie jest źle.
A gdybyś przypadkiem odkrył, że masz raka, to dobry, nienarzekający lekarz machnie na to beztrosko ręką i opowie ci o przypadku człowieka, który żył z takim rakiem całe dziesięciolecia.
Zresztą dobry lekarz nigdy ci nie powie, że masz raka. Zmusiłoby go to do narzekania.
Bo narzekanie to nic innego, jak zwracanie uwagi na to, co złe, zepsute, nieprzyjemne, przeszkadzające albo głupie. To koncentrowanie się na negatywach zamiast na pozytywach. Tak, jak to robi typowy lekarz. Albo mechanik samochodowy. Albo informatyk, który naprawia ci komputer. Oni wszyscy nic, tylko narzekają.
A ja też. Ostatnio leciałem z Pragi do Krakowa. I ledwo wylądowałem w Balicach, wziąłem się za narzekanie, widząc, że Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne zorganizowało transport między lotniskiem a dworcem tak, jakby chodziło o przewóz pasażerów ze wsi Pcim do wsi Kłaj. Autobus odjeżdża raz na godzinę. Jest jeszcze drugi, ale gdzie dokładnie jedzie, tego się nie dowiesz, chyba że znasz mapę Krakowa na pamięć. A jeżeli nie mówisz po polsku to w ogóle niczego się nie dowiesz, bo MPK po angielsku nie mówi i jest z tego dumne.
Ponoć odjeżdża też z lotniska jakiś pociąg. Ale o tym, że w ogóle odjeżdża, skąd odjeżdża i jak kupić bilet, musisz się dowiedzieć na zasadzie objawienia, bo polityka lotniska Balice w Krakowie brzmi: „radź sobie sam, we don’t care”.
Jak w filmie „Miś”, kiedy proszona o pomoc stewardessa odpowiada „cukierki roznoszę” i idzie dalej.
Tak, to co tu uprawiam, to jest narzekanie.
I gdybym mieszkał całe życie w Krakowie, odpowiedziałbym sobie samemu to samo, co mi odpowiedzieli komentujący:
- a narzekasz jak typowy Polak
- a było wiedzieć
- a było się postarać
- a było wziąć pociąg
- a w ogóle to twoja wina, że se nie poradziłeś lepiej. Jak nie masz Wiedzy Tajemnej, to trudno: cierp jak my wszyscy i ciesz się, że w ogóle coś działa.
Ale już nie mieszkam całe życie w Krakowie. I nie zamierzam cierpieć jak wy wszyscy.
Zamierzam narzekać.
Narzekać i zmieniać.
Bo jest narzekanie, które kończy się na narzekaniu. To narzekanie niczego nikomu nie daje. Męczy, postarza i psuje smak życia. Wszyscy o tym wiemy.
Ale jest narzekanie, które prowadzi do działania. A działanie prowadzi do zmian. A zmiany sprawiają, że znika powód narzekania i wtedy można się cieszyć z czegoś, a nie pomimo czegoś.
Lekarz narzeka, bo chce, żebyś był zdrowy. Informatyk, bo chce żeby ci działał komputer. A ja chcę, żebyś po wylądowaniu na lotnisku wiedział gdzie iść, czym pojechać, jak dojechać i gdzie kupić bilet. I żeby ci się jechało miło i przyjemnie. I żebyś wiedział gdzie wysiąść.
Tak jak na przykład w Pradze.
W Pradze potrzebowałem się dostać z lotniska za miastem do małej miejscowości po drugiej stronie miasta. Przedsięwzięcie, które w Krakowie wywołałoby złapanie się za głowę z okrzykiem „ło rany boskie” w Pradze okazało się bezproblemowe. Informacji jest dużo i są dobrze widoczne. Automaty do biletów są wszędzie i łatwo je znaleźć. I robią wszystko co trzeba: znalazły mi trasę, sprzedały mi bilet i wydrukowały na koniec ściągę z całą trasą, żebym nie zapomniał gdzie się przesiadać. Jechałem dwoma autobusami i dwoma liniami metra, ale nigdzie po drodze nie czułem się zagubiony albo niedoinformowany. Niczego nie musiałem się wcześniej dowiadywać z internetowego forum po czesku.
I nie, nie jeździ tam nic z lotniska raz na godzinę.
I nie, nie jedzie się tam po drogach przypominających Pcim i Kłaj.
I nie ma konieczności posiadania Wiedzy Tajemnej, która zdradzi, żeby do tego autobusu nie wsiadać, bo istnieje on po to, żeby nikt nim nie jeździł, a jechać to trzeba tylko pociągiem, do którego bilet kupuje się w kasie u pani w czerwonym kiosku za rogiem za odliczoną gotówkę, ale jest on ważny tylko u jednego przewoźnika przez 30 minut.
Praga ma tak dobrze zorganizowany transport dlatego, bo kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt lat temu znaleźli się ludzie, którzy dużo narzekali. Narzekali – i działali. Jedni zbudowali metro. Inni drogi. Jeszcze inni wymyślili automaty, które bardzo ułatwiają życie. To wszystko dlatego, bo ktoś gdzieś zauważył, że nie jest dobrze. Że czegoś brakuje. Że jest niewygodnie i niefajnie. Narzekał.
Od tego zaczynają się zmiany: od niezadowolenia.
A Kraków pod względem transportu jest dziś w porównaniu z resztą Europy żałosną, smutną dziurą. Dlatego, że odkąd pamiętam (a urodziłem się w Krakowie w 1976 roku) na narzekaniu się zawsze kończyło. A dziś, jak widzę, nawet się nie zaczyna. Obowiązuje zakaz narzekania. Zamiast narzekać i naprawiać, demonstrować niezadowolenie i działać, należy się jedynie cieszyć, że nie jest jeszcze gorzej i sobie radzić.
Przy wszystkich plusach optymizmu i pozytywnego myślenia, uważam taką postawę za głupią, złą i szkodliwą.
– No dobrze, ale co ja mogę zmienić? Nic nie mogę. A skoro nic nie mogę, to po co narzekać?
Zawsze mnie fascynowało to przekonanie Polaków, że nic się nie da zmienić. Wszędzie się da, ale w Polsce się nie da. Wszyscy mogą, Polacy nie mogą. Jak to możliwe? Nie wiem, cud. Cuda niepojęte i tajemnica wiary.
Mimo, że są i sposoby, żeby wpływać i zmieniać nawet cały kraj, podpowiadam dużo łatwiejsze rozwiązanie i dostępne dla każdego: zacznij od siebie! Od siebie i ludzi, którzy ciebie otaczają.
Narzekaj!
Narzekaj i zmieniaj!
Narzekaj, że nie mówisz wystarczająco dobrze po angielsku.
Narzekaj, że masz 20km do pracy.
Narzekaj, że w autobusach ciasno i śmierdzi.
Narzekaj, że w Krakowie się do dupy mieszka.
I zacznij się uczyć regularnie. Przeprowadź się, żebyś miał bliżej do pracy. Zacznij jeździć rowerem. Wyprowadź się z Krakowa.
I (jeżeli tylko nie dasz się tym narzekaniem upić), odkryjesz, że im więcej narzekasz, tym mniej masz powodów do narzekania. Że kolejne zmiany przynoszą coraz więcej radości i satysfakcji.