„Nie ma Polski bez Kościoła” – grzmiał 3 dni temu prezes Kaczyński w Częstochowie. Powiedział też, że nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół. Katolicki. Rzymsko-Katolicki.
Pomijając już absurd takiego stwierdzenia (bo przecież mnóstwo Polaków doskonale sobie radzi bez Kościoła), chciałbym zwrócić uwagę, że Konstytucja głosi zupełnie co innego. Pamiętacie, że w Polsce jest w ogóle Konstytucja? Prezes Kaczyński, PiS, dziennikarze, społeczeństwo a czasem nawet sądy mają ją generalnie w dupie. Ale jest.
Art. 25 konstytucji mówi: „Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione„.
Jeżeli tak, to jakim to sposobem jedyną nauką moralną w Polsce ma być akurat ta, którą głosi Kościół Rzymsko-Katolicki, a nie na przykład Luterański? Albo Polsko-Katolicki? Albo jakikolwiek inny?
Punkt drugi artykułu 25 konstytucji, łamany na prawo i lewo przez większość polityków mówi, że „władze publiczne w RP zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych„.
Może ja czegoś nie rozumiem, ale na moje oko „nie ma Polski bez Kościoła” słabo pasuje do tego wzorca.
Biorąc pod uwagę, że partia Kaczyńskiego ma dużą szansę na wygranie najbliższych wyborów, nie jest mi specjalnie radośnie na duszy, kiedy pomyślę, że po wakacjach u władzy będzie facet, który ma w dupie konstytucję kraju, którym rządzi.
Może lepiej od razu ustanowić premierem prymasa. Na ministrów wybrać biskupów, konstytucję zlikwidować a o fikcyjnym rozdziale Kościoła od Państwa zapomnieć. I zamiast „dzień dobry” mówić „pochwalony”.
Czy nie byłoby uczciwiej?