„Życzę dobrych, błogosławionych Świąt, dużo Miłości i Radości i aby Jezus, nasz Zbawiciel, bla bla bla…”
Wszędzie tego pełno, a ludzie prześcigają się, żeby się wykazać kto bardziej poetycko, barwnie i wymyślnie potrafi napisać „niech ci będzie fajnie”.
Ciekawe – co rok mi ludzie składają takie życzenia, i co rok jest do dupy dookoła. Im więcej życzeń miłości, tym mniej tej miłości. I radości. A Jezus?
Z Jezusem jak z papieżem – kremówki były super i miny robił fajne. Fajnie se o nim pokrzyczeć do bezbożników. A jego nauki? Jakie nauki? To on czegoś uczył???
Marzę o tym, żeby któregoś roku nikt mi nie złożył życzeń. Żeby się wszyscy zamknęli z tym ich pięknem, o którym gadają. Musi to piękno być naprawdę głęboko w ich sercach. Tak głęboko, że w ogóle nie może się przedrzeć na zewnątrz.
Może jak przestaną życzyć, to się wtedy coś poprawi.
A póki co, to brzmi tak, jakby obżarty tłuścioch składał życzenia „życzę ci pełnego brzucha” komuś, kto jest głodny.