Po sieci krążą różne antyaborcyjne obrazki i teksty, typu: co jest dziecko winne, żeby je karać śmiercią, skoro to gwałciciel zawinił?
Mam z tym problem.
Pierwszy taki, że wolę rozmowę od propagandy.
Drugi, że te uproszczenia są pełne założeń. Założeń, które są ukrywane lub niezauważane czy to przez braki umysłowe autorów czy też przez silną chęć „nawracania” innych na własne poglądy za cenę uczciwości. A ja jestem przeciwko okłamywaniu ludzi nie mniej niż przeciwko mordowaniu.
A trzeci taki, że co prawda zgadzam się z tym, że generalnie to lepiej nie skrobać niż skrobać, lepiej żeby było żywe, niż martwe. Ale wszystko ma swoje konsekwencje i problem tkwi w szczegółach i o te szczegóły jest cała dyskusja.
Toczy się ona po to, żeby ustalić czy lepsza jest ustawa taka czy inna i czy lepiej zabronić tego czy tamtego.
I mimo, że cel (żeby jak najwięcej zarodków doczekało pierwszych urodzin) i ja i ustawa mamy taki sam, to nie zgadzam się absolutnie co do metody osiągnięcia tego celu.
Bo metoda ustawowa to oddanie decyzji o aborcji w ręce państwa, jego urzędników i aparatu przymusu.
A metoda moja to oddanie tej decyzji w ręce rodziców.
I to nie o celu powinna być ta dyskusja, ale o środkach do osiągnięcia tego celu.
Bo przy zmianie kierunku tej dyskusji z celów na metody, mogłoby się okazać, że jesteśmy w stanie i dogadać się lepiej i lepiej cel osiągnąć.
Zamiast dyskutować o tym czy zabraniać aborcji i kiedy, porozmawiajmy o tym kto ma zabraniać aborcji i kiedy.
Wtedy takie propagandowe obrazki nie będą miały racji bytu, a i jazgotu będzie mniej. I rzadziej ludzie będą widzieć w innych albo morderców albo faszystów, skoro zauważą, że wszyscy mają dobrą wolę i podobne cele.
Różnią się tylko (aż!) w sprawie metod.
Tyle jeżeli chodzi o mój głos w sprawie aborcji.