… blogasek musi posiadać tekst.
Jak zapowiedziałem, że będę pisać codziennie, to nie ma zmiłuj. Piszę. Kobyłka u płota i tak dalej.
Poszedłem dziś do chińczyka. Chińczyk z małej litery oznacza nie narodowość, ale jedzenie.
Jak byłem mały wszyscy straszyli mnie tym, że u chińczyka jedzenie się robi z psów i kotów. Musiało mi to widocznie głęboko zapaść w pamięć, bo pierwszy raz jadłem chińską kuchnię jak firma Professional Systems, dla której wtedy pracowałem, wysłała mnie na szkolenie do Rumunii. Dla jasności: ja nie byłem szkolony, tylko szkoliłem.
I szef tamtejszego zespołu programistów wziął mnie na dzień dobry do chińczyka.
I tutaj, po młodzieńczej indoktrynacji chińskim psizmem oraz filmach amerykańskich, gdzie chińczyzna to raczej szybka i tania tandeta, doznałem wielkiego zaskoczenia: to jedzenie było bardzo dobre! Czyżby to tylko rumuńscy chińczycy tak dobrze gotowali?
Wróciłem do Polski, i ostrożnie wypróbowałem chińczyka polskiego. Tyż dobry!
I odtąd jadłem toto często i rozkosznie.
Co do zawartości psów i kotów, logiczne myślenie w połączeniu z praktyczną nauką ekonomii, rozwiało moje wątpliwości. Jak sobie o tym sami pomyślicie, to też dojdziecie do takiego wnioski. Przecież kurczaki są tańsze od psów.
Przynajmniej w ilościach restauracyjnych.
Gdyby ktoś prowadził gdzieś hodowlę kotów pod ubój, to być może kurczak po wietnamsku z kota miałby szanse zaistnieć. Ale takich hodowli nie ma. A więc co pozostaje? No trzeba by te koty albo samemu hodować, albo kupować od kogoś, albo łapać jakieś bezdomne.
Pierwsza opcja nie wchodzi w grę, druga jest za droga, a trzecia? Trzecia jest wbrew pozorom najbardziej nieopłacalna z tych trzech! Owszem, to nie problem złapać dwa czy trzy bezdomne koty. Ale co, kiedy trzeba je łapać codziennie? I trzeba ich kilkadziesiąt? Albo kilkaset? Ktoś to musi robić. Ktoś je musi zarzynać, obdzierać ze skóry, patroszyć i transportować do kuchni. Macie pojęcie ile ludzi trzeba by zatrudnić do takiej roboty?
I stąd właśnie płynie moja spokojna pewność, że dzisiejszy kurczak na gorącym półmisku był z kurczaka a nie z kota.
Viva la economia!