Arcybiskup Stanisław Gądecki jest Przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Nie wiem co to znaczy, ale rozumiem, że ma robić wrażenie. I pewnie robi, ale nie na mnie. Ja wiem, że pod złotą sutanną ma zwykłą dupę, taką jak ja i ty.
Nie zważając na zwyczajność swej dupy, Stanisław wszedł na mównicę powiedział, że „owoce katechizacji dzieci i młodzieży zniszczą rodzice nieskatechizowani„. W związku z czym należy katechizować dorosłych.
Widział ktoś kiedyś te „owoce katechizacji dzieci”? Zdaje się, że chodzi tu o efekty chodzenia na lekcje religii w szkołach. Ale jedynym efektem jaki występuje jest albo kompletne znudzenie tematem Boga albo obsesja na punkcie posłuszeństwa władzom Kościoła Katolickiego. Krótko mówiąc obojętność albo strach są tym owocem katechizacji. Tym, z którego wielebny Stanisław się cieszy, może tu być tylko strach.
Dziecko ma robić wszystko co ksiądz każe i wierzyć we wszystko co powie – zaiste piękny owoc. Zwłaszcza dla księdza.
Nic dziwnego, że władza kościelna ubolewa teraz, że rodzice w domach mogą zniszczyć ten piękny owoc strachu sugerując dziecku, żeby wyluzowało.
Rozwiązaniem problemu byłoby gdyby ci sami nieprzygotowani merytorycznie ludzie, którzy wbijają dzieciom do głów długie listy grzechów, przykazań i wierszy do deklamowania (które nie wiadomo dlaczego nazywają modlitwami), robili to samo z dorosłymi.
Dorosły musi być dobrze skatechizowany, żeby nie rozkatechizował skatechizowanego dziecka.
Brzmi to wszystko idiotycznie, ale trudno mi się śmiać, kiedy wiem jak głęboko w ludziach zapuściła korzenie ta władza kleru. Władza, która opiera się na strachu i wewnętrznym przymusie. Jej skutkiem jest coś, co nazywa się powszechnie chrześcijaństwem a w rzeczywistości jest jego zaprzeczeniem. Bo nie może być naśladowcą Jezusa ktoś kto jest nim, bo czuje że musi, kto nie może inaczej, kto czuje opór i strach na samą myśl, że mógłby przestać słuchać tego wszystkiego co mu każe jego skatechizowanie.
A Biblia to pokazuje tak prosto! Że z osobistej decyzji, świadomej i wolnej, rodzi się relacja człowieka z jego Bogiem. Że każde „chodź za mną”, które Jezus komuś rzucał, było zaproszeniem, a nie groźbą! I nikt nie rodził się uczniem Jezusa ani nikt nie był wychowany na jego ucznia. Żadnych odpowiedzialności zbiorowych i żadnych pośredników.
I co ma zrobic skatechizowany dorosły? Jeżeli chociaż pobieżnie zainteresowało go jaki był ten autentyczny Jezus, jak się żyje z tym Bogiem opisanym w Biblii, a nie tym którego w nas wkatechizowano, to musi się najpierw taki człowiek rozkatechizować. Bo póki ma w sobie przymus, o żadnym chrześcijaństwie nie ma mowy.
Dorosły nieskatechizowany ma zdecydowanie bliżej do Boga niż skatechizowany.
Ksiądz Pan chce więcej katechizacji dla wszystkich. A ja mówię: im mniej impregnowania ludzi strachem i przymusem tym lepiej. Precz z katechizowaniem. Sprawowanie władzy nad ludźmi w taki sposób jest niemoralne i obsceniczne.