Ja rozumiem, że historia, ja rozumiem, że strach, ale trudno mi się nie śmiać, jak widzę pojawiające się dziś wszędzie porównania sytuacji z 1939 roku do sytuacji z 2014 roku. Nic dziwnego, że Europę szlag trafia, skoro tak bezmyślni ludzie tworzą opinię publiczną.
Nic też dziwnego, że Europa nawet nie widzi, że ją szlag trafia.
Zwracam więc nieśmiało uwagę na prosty fakt, który powinien być znany wszystkim z historii: problem nie w tym, żeby podbić kraj. Problem w tym, żeby go utrzymać. I czerpać z tego utrzymywania profity, zamiast wykrawiać gospodarczo kraj w celu utrzymywania siłą pokoju (jak to bezmyślnie zrobiły nie tak dawno Stany Zjednoczone z Irakiem).
Gdyby pan Putin naprawdę mógł włączyć pół Europy do Imperium Rosyjskiego to by już to dawno zrobił. Ale musiałby być wariatem.
Fakt, że tego nie robi, uspokaja mnie definitywnie, bo pokazuje to, że wariatem nie jest. Tylko kieruje się politycznym interesem – a ten jest jak najbardziej przewidywalny. Pod warunkiem, że się myśli, a nie panikuje.
Powinno to skutecznie powstrzymywać każdego realistycznie myślącego człowieka przed okrzykami „Putin ante portas!„, budowaniem schronów atomowych i sadzeniem ekstatycznych porównań.
Myślę, że wiem co skłania Putina do sformułowań typu: „jakbym chciał to bym za dwa dni był z wojskiem w Kijowie”. Czyli inaczej mówiąc: „ludzie, myślcie trochę – gdybym był tym, kim myślicie, że jestem, to już bym dawno był z czołgami w Paryżu”.
Co go skłania? To samo co mnie: irytacja. Irytacja polityczną głupotą Europejczyków.
I jak tu zachować szacunek do matki Europy?