W Słupsku Krucjata Młodych modliła się o „odnowę moralną narodu”.
Nie wiadomo dokładnie co to znaczy, ale wszystko wskazuje na to, że odnowiony moralnie naród powinien:
- nie widzieć w ludziach niczego poza grzechami
- skupiać się tylko na kilku wybranych grzechach, resztę ignorować
- czuć się w obowiązku śledzenia, odkrywania i osądzania grzechów każdego sąsiada
- mieć obsesje na punkcie seksu
I jeżeli przeszkadzałyby w tym wszystkim zasady Biblii, postawa Jezusa albo doktryny Kościoła Katolickiego to tym gorzej dla nich.
W ramach pokazywania praktycznej strony moralności, młodzi rycerze krucjat odmówili różaniec „wynagradzający Bogu za sodomię”, skierowany przeciwko prezydentowi Biedroniowi. To ten facet, który się przyznał, że jest homo, a dziś zarządza Słupskiem.
Był czas, że uważałem Krucjatę Młodych za grupę oddanych Bogu młodych ludzi, którzy chcą swoje oddanie jakoś manifestować. No, tyle że trochę po swojemu rozumieją to i owo, ale to z przywiązania, przyzwyczajenia, tradycji.
A dziś, parafrazując Jezusa, powiem: pedały i transwestyci wyprzedzają was do Królestwa Bożego.
Choćby po tym to poznać, że Biedroń miał odwagę przyznać się do tego kim jest i co robi. Święta młodzież natomiast o swoim życiu nie mówi ani słowa, za to ma strasznie dużo do powiedzenia o innych. Każde wystąpienie publiczne dotyczy czegoś co robią inni ludzie.
Selektywność przy tym wszystkim jest niewiarygodna: spośród tysięcy ludzi, Krucjata na cel bierze tylko jednego. Spośród setek grzechów, wybiera tylko jeden. A przecież ani Biedroń nie jest taki znowu ważny, ani ten grzech nie jest jakiś fundamentalny. Na liście 10 przykazań go nie znajdziecie, Jezus o nim nie wspomniał ani raz.
Za to znajdziecie, i to w samej czołówce, grzech, który w dosłownym tłumaczeniu brzmi „nie będziesz nosił Boga imienia na próżno”.
I to jest dokładnie ten grzech, który popełniają rycerze krucjat, biorąc sobie imię Boga jako broń. Strzelają nią do każdego, kto im się najbardziej nie spodoba. I wybierają nie zgodnie z priorytetami Boga, ale z własnymi. Bo to nie Bóg Biblii ma obsesję na punkcie seksualizmu człowieka, to nie on przypomina o tym przy każdej okazji, nie on buduje na niej listy najgorszych grzechów świata.
Jezus o homoseksualiźmie ani raz nie wspomniał, za to całe rozdziały są poświęcone jego krytyce zachowań niemal identycznych z tymi, które zaprezentowała Krucjata Młodych w Słupsku.
Za czasów Jezusa odpowiednikiem Krucjaty Młodych było stronnictwo Faryzeuszy. Ich misja odnowy moralnej Izraela miała takie same cele jak misją odnowy moralnej Polski.
Jedyna różnicą jest ta, że tamci mieli inne obsesje: zbyt długie piesze wycieczki w szabat, mówienie głośno „Jehowa” albo mycie rąk w odpowiedni sposób.
Czyli rzeczy niosące tyle krzywdy, bólu i cierpienia, co dwóch mężczyzn robiących sobie nawzajem dobrze za obopólną zgodą w zamkniętym pokoju.
I jak Jezus stawiał siebie w opozycji do Faryzeuszy, tak samo jest dziś w opozycji do Krucjaty Młodych. Z tych samych powodów.
Krucjaty zawsze są przeciwko komuś.
Krucjaty są po to, żeby rzucać kamieniami w prostytutki i gejów.
Krucjaty są po to, żeby zakochani w swojej świętości ludzie mogli udowodnić, że zasługują na Boga.
A zasługują?
Nie, nie zasługują. Ale takim zachowaniem wobec innych ludzi nie tylko, że się nie zbliżają do Boga, ale oddalają się od niego bardziej niż ci, których potępiają.
Nikt nie zasługuje na przychylność Boga. Ale są ci, którzy ją mają. I co wiedzą dobrze, że nie muszą niczego udowadniać.
Ten kto wie, że ma ojcia, który go kocha, nie musi na tą miłość zasługiwać. Po prostu się nią cieszy. A ciesząc się, wytwarza ciepło i światło wokół siebie.
Po tym poznać chrześcijan, którzy naprawdę Jezusa znają – po ogromnej sympatii, życzliwości i zrozumieniu dla ludzi wokół siebie. Nawet tych winnych, nawet tych z „kompletnie innej bajki”.
Zrozumienie tego jest (nie mam tu wątpliwości) fundamentem bycia chrześcijaninem. Jak napisał apostoł Paweł „gdybym miłości nie miał, nic mi to nie pomoże„.
Młodzi od krucjat nie wiem czym emanują, ale na pewno nie jest to ojcowska miłość Boga. Gdyby ją znali, gdyby ją czuli, nie potrzebowaliby nikomu niczego udowadniać.