Śniło mi się dzisiaj, że nie umiem pisać.
Był to sen z gatunku „najgorszy możliwy koszmar”. Czytałem jakieś swoje teksty sprzed paru lat, i były tak beznadziejne, że poprawiałem co drugie słowo, żeby w ogóle dało się coś przeczytać. Straszny sen. Przerażający. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć.
A w sobotę byłem zobaczyć szeroko reklamowany spektakl fontannowy w centrum Warszawy. Zbudowali takie fontanny jakie można zobaczyć często w centrach handlowych (zwanych w Polsce nie wiadomo dlaczego „galeriami”), tylko większe. Miały światełka, sterowane komputerowo dysze i tak dalej. I nawet lasery domontowali, które pokazywały różne kropki, kreski i obrazki na wodzie.
I było to wszystko bardzo ładne, naprawdę. No, może nie aż tak ładne, żeby takie ilości ludzi przyciągnąć, ale ładne. Reklama dobra.
Jedyne od czego można było się porzygać, to tematyka wokół której pokaz krążył.
No bo o czym mógłby być taki pokaz? Ktoś ma pomysł? O wiośnie? O przyjaźni? O czekoladzie? Jakieś historyjki wesołe, tudzież wzruszające?
A gdzie tam!
Było o Warszawie, Chopinie (że sercem Polak) i Polsce.
Z czego wnoszę, że w Polsce nie ma innych tematów niż Polska. To znaczy są, ale nie wolno o nich mówić publicznie. Publiczne wypowiedzi muszą mieć związek z Polską. Inaczej są niewarte nawet wzmianki.
Rozmawiałem parę dni temu z człowiekiem, który zdał maturę i był w złym nastroju. Czego był w złym nastroju, skoro zdał? A bo po pierwsze przygotował się naprawdę porządnie, a oceniono go tak samo jak tych, co podeszli do problemu w sposób całkowicie, rzetelnie i absolutnie olewający. A po drugie dlatego, że dostał mniej punktów tylko dlatego, że za mało w pracy było odniesień do…. Polski. Surprize! Mnie to nie zdziwiło jakoś. No ale ja trochę dłużej żyję, mniej się przejmuję i mam cyniczny i sarkastyczny dystans. On jeszcze miał złudzenia, najwyraźniej. Albo za mało słuchał moich programów.
Wszystkim więc tym, dla których matura ustna to jeszcze przyszłość, polecam formułować zdania mniej więcej w taki sposób:
„W mojej pracy, przygotowanej całkowicie po polsku, chciałbym przedstawić sylwetkę Antka/Boryny/Naszej Szkapy (* niepotrzebne skreślić) – prawdziwego Polaka, który mieszkając w prawdziwej Polsce przeżywał prawdziwe narodowe tragedie oraz problemy wynikające z właściwego wszystkim Polakom patriotyzmu. Jego polskie buty/kierpce/kopyta (* niepotrzebne skreślić) przemierzały polską ziemię pomiędzy umęczoną powstaniami Warszawą, a królewskim miastem Krakowem, gdzie na Wawelu leżą polscy królowie oraz Prezydent pomordowany bestialsko przez Rosjan oraz Niemców”.
Te i podobne brednie gwarantują maksymalną ocenę z matury polskiego. Wystarczy odpowiednio często używać słów „Polska”, „patriotyzm”, „naród” i „ojczyzna”, żeby się dobrze wstrzelić w klucz. Sens w prezentacji nie jest konieczny – sensu klucz nie sprawdza.
A po zdanej z tak fantastycznym wynikiem maturze nie będziesz mieć najmniejszego problemu ze znalezieniem pracy w Urzędzie Miasta Warszawy, gdzie za pieniądze ciężko wyżebrane z Unii Europejskiej, po wypełnieniu sześciu i pół kilo formularzy, będzie można przygotować dla stu tysięcy ludzi fontannowy program patriotyczno-narodowy o tym, że w Polsce jest pięknie, że piękna Warszawa jest stolicą pięknej Polski, że Chopin wielkim Polakiem był, co przecież widać już po samym nazwisku, a pod tym wszystkim napisy o Polsce, po polsku, w Polsce i dla Polski, po to, żeby Polacy po ciężkiej pracy mogli się wreszcie w końcu rozerwać czymś pięknym.
Bo cóż może być piękniejszego niż Polska?
Nosz przecież k***a nic.