Wczoraj prezydent zaproponował budowę pomnika wolności słowa.
To dobry pomysł. Konsekwentny: premier zabił wolność słowa, a prezydent buduje jej pomnik. Bo zgoda buduje. Najczęściej pomniki.
Z właściwym sobie wyczuciem prezydent zaproponował, żeby pomnik stanął przy ulicy Mysiej w Warszawie, gdzie znajdował się budynek cenzury. To tak jakby proponować zbudowanie pomnika miłośników Izraela w Auschwitz-Birkenau. Z drugiej strony dobrze to pasuje do panującej w Polsce mody na świętowanie porażek, a nie zwycięstw. Nawet jeżeli wolność słowa ostatecznie zwyciężyła, to należy ją przynajmniej świętować tam, gdzie ją mordowano, a nie tam gdzie zwyciężała. Logiczne.
Lepszym miejscem na pomnik byłaby ulica Sobieskiego, gdzie znajduje się siedziba Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Nowa ustawa medialna da jej jeszcze większe prawa niż dawnej cenzurze – będzie mogła nie tylko wycinać teksty niezgodne z oficjalną linią jedynie słusznej partii, ale wycinać z rynku od razu całe stacje.
Po co ich wsadzać do więzień – wystarczy im zabrać pieniądze.
KRRiT od dawna kontroluje radio i telewizję. Kiedy czasem słyszysz, że taka-i-taka stacja radiowa dostała kilkaset tysięcy złotych kary, bo Kuba Wojewódzki powiedział „zajebiście” – to właśnie cenzorska działalność Rady. Ostatnim wolnym medium został jeszcze internet – ale tym się zajmie nowa ustawa medialna, którą rząd pana Tuska ochoczo wprowadza wbrew woli niemal całego społeczeństwa.
Mamy więc sytuację, w której prezydent świętuje wolność słowa w trzy dni po tym, jak premier wprowadził cenzurę w ostatnich wolnych mediach w kraju. To tak jakby ktoś najpierw pobił żonę do nieprzytomności, a potem opowiadał kumplom jakie to cudowne stworzenia, te kobiety. Jest to albo wyczucie mamuta, albo bezmyślność, albo wyjątkowa bezczelność. Osobiście stawiałbm na tego mamuta.
Nie tylko ja chyba mam wrażenie, że od czasów Wałęsy każdy kolejny prezydent jest gorszy od poprzedniego. To dziwne, bo kiedy wybrano Wałęsę myślałem, że gorszego już nie będzie. Pomyliłem się haniebnie. Aż się boję pomyśleć jaki będzie następny.
Może to jakieś podświadome kompleksy Polaków, że wybierają zawsze kandydata, który zagwarantuje im maksymalne ośmieszanie kraju przed światem. A może nie, może chodzi o to, że poczuliby się nieswojo, gdyby raz prezydentem został ktoś, kto dla odmiany:
- jest wysokim, przystojnym i szczupłym brunetem
- umie poprawnie pisać po polsku
- nie pojawia się w publicznych miejscach pijany
- nie obraża się o każdą bzdurę
- przyzwoicie zna angielski
Ja, tak czy inaczej, będę świętować wolność słowa w mojej nowej brytyjskiej firmie. Cóż, może w Wielkiej Brytanii nie ma pomnika wolności słowa, ale za to nikt mi nie nałoży kary, kiedy powiem na antenie „dupa” tyle razy, ile mi się podoba.
Ja wolę z wolności słowa korzystać niż składać kwiaty pod jej pomnikami.