Przerwa na COVID

2021-03-30Blog661356

Przez cały tydzień pracowałem jak wściekły nad przeprowadzką tego bloga do WordPress’s. Najwyższy czas, bo ta strona ma już kilkanaście lat. Uzbierała się taka kolekcja tekstów, komiksów, piosenek i obrazków, że sam się zdziwiłem kiedy strona wyświetliła liczby.

Napisałem więc dwa pluginy, zbudowałem nowy theme (tego to się musiałem nauczyć od zera), upewniłem się, że stare linki dalej działają. Masa, masa pracy. Zrobiłem w tydzień tyle, ile się robi w miesiąc.

I ten to moment, kiedy byłem najbardziej zmęczony, wykorzystał skur**syn COVID, żeby zaatakować. I nie tak jak rok temu w Hiszpanii, kiedyśmy ledwo co poczuli. Tym razem, w Anglii, wirus się postarał.

Dominika była chora parę dni wcześniej. Jako, że płuca jej nie odpadły i ciężarówka nie przyjechała, żeby zawieść jej trupa, myślała, że to zwykłe przeziębienie. W niedzielę poszła więc do pracy, a pracę ma taką, że na dzień dobry ją testują. Test się zaraz rozjaśnił cmentarz na Wszystkich Świętych i odesłali ją do domu.

Więc mam ten COVID, bo tak powiada test, a powodem jest impreza w ogródku co miała miejsce tydzień wcześniej w weekend. Impreza elegancka. Warta COVID-a.

Polecam każdemu takie porządne imprezy bez masek i innych dupereli. Bo nie dość, że się napijesz, pośpiewasz i pogadasz jak człowiek, to jeszcze za darmo się zaszczepisz. W najbardziej naturalny sposób: przez zarażenie. Za dwa tygodnie będę miał święty spokój i mogę żyć, ile chcę, a ci którzy twierdzą jaki to głupi jestem, będą do końca życia żyli w strachu i bez imprez. Bo przecież wirus nie zniknie.

Ktoś mnie już zapytał czy mam „ciężki przebieg„.

Otóż szczerze powiem, trudno mi uwierzyć jak można mieć ciężki przebieg czegoś takiego. Przecież to jest zwyczajne przeziębienie. Gdyby nie test, to ani ja ani Dominika byśmy nawet nie pomyśleli, że to cokolwiek innego niż kolejne przeziębienie, które przechodziłem już w życiu ze 20 razy. W sobotę miałem 38 stopni gorączki i to był okropny dzień. A w niedziele już było znośnie. A teraz mi powoli spada, tylko gardło mam nieprzyjemnie podrażnione. Katar? Nie ma. Dominika po tygodniu nie ma już prawie żadnych objawów.

W domu, gdzie mieszkamy zarazili się wszyscy, którzy nie zarazili się do tej pory. Słyszę ich przez okno jak kaszlą. Przeziębienie i tyle, nic się nie komu specjalnie nie dzieje.

I o to ta cała afera?…

Jak byłem miałem to miałem bardzo złe zdanie o ludziach. I to zanim jeszcze pierwszy raz usłyszałem Korwina. Doszedłem dość prędko do wniosku, że ludzie to debile. Najprostszych rzeczy nie kojarzą, zamiast myślęć to czują i wyobraźnię traktują jak rzeczywistość. Człowieka znaleźć wśród tego motłochu to jak szukać igły w stogu siana.

Z czasem zauważyłem, że to nie takie proste. Poza tym nawet taki człowiek ma swój urok. Po warunkiem, że nie ma żadnej władzy nad niczym i nad nikim. Więc złagodniałem i zrobiłem się bardziej stonowany i dyplomatyczny.

Dzisiaj koniec. Osiągnąłem limit dobrej woli. Ludzkość udowodniła, że jest jeszcze gorsza niż myślałem na początku. Ludzie, którzy uważają, że lepiej zamkąć wszystkich innych na pół roku, niż spędzić tydzień z nieprzyjemnym kaszlem, nie zasługują na nic dobrego. Ludzie, którzy skasują dziesięć tysięcy na śmierć, żeby uratować tysiąc, nie zasługują na żaden szacunek. A po przeczytaniu książki „Extraordinary Popular Delusions and the Madness of Crowds” stwierdziłem, że było tak zawsze. Tyle, że wcześniej ten tłum nie miał takich instrumentów władzy do dyspozycji, nie miał narzędzi masowej destrukcji w postaci totalitarnych rządów.

Jako że mam COVID teraz, kiedy to piszę, mogę wreszcie odpowiedzieć wszystkim tym, co piszą w internecie:

„Nie życzę ci, żebyś się zaraził, ale jak dostaniesz COVID to zrozumiesz”

No więc dostałem. Drugi raz z resztą. I to tą straszliwą brytyjską odmianę. Nie wiem dlaczego jest straszliwa, nie pytajcie mnie, ja tylko powtarzam idiotyzmy, które gdzieś usłyszałem.

I zrozumiałem! Nie, nie to, że COVID to największe zagrożenie jakie kiedykolwiek istniało w historii ludzkości (bo tak się przecież świat zachowuje). Sam taki pomysł jest śmieszny. Zrozumiałem co innego, mianowicie to, że jesteś tchórzem i ofermą. Boisz się śmierci, boisz się życia, boisz się myśleć, boisz się gorączki i tygodnia kaszlu. A do tego jesteś podłą kanalią bez żadnej moralności, i nie wahasz się wzywać totaliarny rząd do przemocy i popierać go w niszczeniu innym życia. To połączenie usuwa cię w moich oczach z listy ludzi. Dla mnie to ty jesteś wirusem, nie COVID. I należy z tobą zrobić to samo co z wirusem.

Zrozumiałem, że poczułeś moc jaką daje miernotom bycie w tłumie miernot. I teraz, czując że jest was nie jeden robak, ale milion robaków, straszysz cały świat w najbardziej absurdalny sposób. Dlaczego? Bo chcesz wierzyć, że wszyscy ludzie są w istocie tacy jak ty: niesamodzielni, bezwartościowi, tchórzliwi i tak samo jak ty nienawidzą życia. Kochasz tłum, bo w tłumie czujesz się najlepiej. Tłum bez jednostkek, tłum w którym traci się „ja”, tłum anonimowy, tłum bez twarzy. To jest twoje naturalne środowisko życia.

Oczywiście mogę też umrzeć na ten COVID. Czemu nie? Gdyby tak się zdarzyło, pamiętaj, że to dla mnie szczęście a nie tragedia i że nie zmienia to w niczym twierdzenia, że warto kochać życie, nie bać się, żyć i być wolnym.

Ale gdybym umarł na COVID, to wtedy powiedzą:

„Tak się nie bał wirusa, a teraz nie żyje”

No, to prawda. Ja wtedy poczekam aż do mnie dołączysz i powiem ci tak:

„Tak się bał wirusa, a teraz nie żyje”

I porównamy nie to kto na co umarł, tylko jak żył.

Bo kto się nie boi, ten się zarazi. A kto się boi, też się zarazi. Ten kto się nie boi, umrze. Ten kto się boi, też umrze. Więc nie zachowuj się tak, jakby twój strach cokolwiek zmieniał. A skoro nic nie zmienia, co w nim może być rozsądnego? Nie wiesz jak destrukcyjne efekty na strach?

Co byś nie robił, zarazisz się, jeszcze wiele razy. Co byś nie robił, umrzesz, na szczęście tylko raz. Jedyne więc istotne pytanie brzmi: jak spędzisz ten czas, który ci pozostał?

Ja w każdym razie jestem dość zadowolony z COVID-a. Za tydzień albo umrę albo wyzdrowieję, obie rzeczy mnie fantastyczne. Mam COVID, jestem zwycięzcą.

Minus jest tylko taki, że audycji nie mogę prowadzić z takim gardłem trzeszczącym. Więc znowu trzeba czekać. Tydzień. Dwa tygodnie. Nie wiadomo.

Większość życia składa się teraz z czekania. Zaczyna mnie to już naprawdę irytować.

Podziel się z głupim światem