Płacę minimalną podnoszą. Do 2000zł.
Lepsi pracownicy mają to w dupie – i tak zarabiają dużo więcej.
Gorsi pracownicy natomiast się cieszą. Uważają bowiem, że jak wyda się nakaz administracyjny, że wszyscy mają być bogatsi, to wszyscy będą bogatsi. Nie rozumieją tylko jednego: dlaczego nie podnoszą płacy minimalnej to godziwego poziomu? Ze 4000zł przynajmniej.
Nie wiem jakim pracownikiem jest Elżbieta Mączyńska, ekonomistka z SGH, którą cytuje Wyborcza, ale wiem jakim jest ekonomistą.
Mówi ona bowiem tak: wzrost płacy minimalnej ma ważny cel – jest nim wzrost innowacyjności!
Po sprawdzeniu daty i upewnieniu się, że to nie 1 kwietnia, przeczytałem rozwinięcie tej myśli: otóż jak zwiększy się płacę minimalną, to przedsiębiorców nie będzie stać na zatrudnianie pracowników do prostszych prac. Co więc zrobią przedsiębiorcy? Zaczną myśleć jak tu zastąpić pracowników komputerami i robotami!
Jest to jak najbardziej słuszna koncepcja. Powiem więcej: gdyby podnieść płacę minimalną tak, żeby w ogóle nikogo się nie opłacało zatrudniać, to innowacje wzrosłyby do takiego poziomu, że wszyscy zostaną bez pracy!
Albowiem raj według Mączyńskiej, to stan, w którym nikt nie ma pracy!
Bo przecież trudno się spodziewać, żeby ekonomistka po SGH była na tyle głupia, że wyobraża sobie że pracodawcę, którego nie stać na zatrudnienie sprzątaczki, będzie jakimś cudem stać na zatrudnienie badaczy, wynalazców, inżynierów i programistów, który zbudują robota do sprzątania, zaś wyrzucone z roboty sprzątaczki z Ukrainy przekwalifikują się w tym czasie na programistki robotów sprzątających.
Bo co prawda młodzież wychowana przez Facebooka, kształcona przez YouTube i obsługiwana przez rodziców nie potrafi samodzielnie zrobić nawet jajecznicy, ale jak tylko pozbawimy ich dostępu do jakiejkolwiek legalnej pracy adekwatnej do ich umiejętności, to natychmiast zabiorą się za naukę programowania, wynalazczość oraz inżynierię genetyczną.
Jakaż to piękna wizja. Dobra, przekonałaś mnie, Ela – podnosimy płacę minimalną! O 100%. Wszyscy won! Na bruk! Od razu będzie nowocześniej.
Myślę, że ekonomistka teoretyzująca o tym jak wymuszone przez państwo wyrzucanie ludzi z roboty podnosi innowacyjność kraju, powinna zostać prywatnym przedsiębiorcą. I funkcjonować na prawdziwym rynku ze dwa lata, zanim cokolwiek napisze publicznie na ten temat.
Bo jeszcze ktoś mógłby odnieść wrażenie, że na wydziale ekonomii w SGH kształcą kompletnie oderwanych od rzeczywistości idiotów.
PS: Wpis czytacie dzięki mecenasowi strony: Dam Koszty.com.