Wszyscy cierpimy na RODO.
RODO to polska wersja GDPR – czyli wytycznej Unii Europejskiej regulującej jak się obchodzić z danymi osobowymi. Wbrew pozorom nie jest to takie głupie, chociaż jak wszystko w Unii przeregulowane.
To jest RODO w teorii. A w praktyce RODO to wysyłanie stosów maili z jakimś prawniczym bełkotem i denerwujące okienka wyskakujące na stronach internetowych. Czy RODO wymaga od administratorów stron, żeby ludziom podtykać to wszystko pod oczy zanim się powie „dzień dobry”? Skąd ta praktyka, zapytasz?
Otóż z dupy, że tak niegrzecznie powiem. Nie ma takiego wymogu.
Praktyka RODO w Polsce jest dowodem na to, że żyjemy w kraju funkcjonalnych analfabetów, zaniku odwagi cywilnej i ludzi o mentalności owcy. Jak pamiętamy, kiedy tylko data wprowadzenia RODO się zbliżyła, wszyscy zaczęli rozsyłać masowo spam o RODO. Czy to było potrzebne? No właśnie nie było. Wszyscy robili to tylko dlatego, że wszyscy inni też zaczęli to robić. Widać poszedł w kraj strach przed tym, że jak nie wyślesz spamu to coś ci zrobią. Nie wiadomo kto, nie wiadomo co i nie wiadomo za co, ale na wszelki wypadek lepiej wysyłać. A że zrazimy do siebie klientów? Nie bądź pan śmieszny. Klient nie sznurek, wszystko wytrzyma.
Polskie firmy to naprawdę niezwykłe zjawisko. Czy zauważyliście, że polskie firmy nie boją się zupełnie utraty klienta? Boją się za to panicznie gniewu rządu. Efekt tego zjawiska jest taki, że nie ma takiej upierdliwości, której by firma nie narzuciła klientowi, żeby tylko uwolnić się od strachu przed gniewem administracji państwowej. Wszystko jedno czy wyimaginowanym czy realnym.
Najsmutniejsze jest to, że mają po części te firmy mają rację. Bo przeciętny Polak jako konsument nie ma do siebie za grosz szacunku i daje się traktować w najbardziej pogardliwy sposób. Niczym petent w komunistycznym urzędzie.
Przykładowo, niedawno kupowałem coś w firmie Selmax S.C. To co kupiłem przyszło zepsute, więc piszę im maila: zepsute. Co dalej?
Jeżeli sobie wyobrażasz, że firma powiedziała „przepraszamy, nie gniewaj się, już wysyłamy nowe, a w czasie czekania wypij sobie kawę na nasz koszt” to przypominam, że chodzi o firmę w Polsce a nie w USA. W Selmax S.C. nikt nie powiedział „przepraszam” ani jednego razu. Nikt nie zaproponował najmniejszej rekompensaty. Jedyne co dostałem to regulamin, instrukcję i dwa oddzielne formularze do wypełnienia, w których 90% informacji i tak już mieli.
Odzwyczajony jestem od tego, że to firma wymaga czegoś od klienta, i to w sytuacji kiedy to ona zawaliła. Ale mimo wszystko zrobiłem to wszystko, a chwilę potem przyszedł mail z tekstem „firma odmówiła opłacenia zwrotu”. Tu mi się cierpliwość skończyła.
Przypomniałem więc firmie, że nie dość, że ma w dupie klienta to jeszcze polskie prawo. Prawo konsumenta mówi wyraźnie, że to kupujący decyduje o tym w jakiej formie odstępuje od umowy, a firma nie ma prawa wymagać żadnego wypełniania żadnych formularzy – może co najwyżej poprosić. Po czym podałem własne instrukcje i kazałem im się zastosować.
Uprzejma pani zaakceptowała nową sytuację, ale się mocno zdziwiła. Dla niej to dziwne, że klient protestuje, kiedy firma od niego czegoś wymaga. Czemuż ja się tak zżymam, skoro wystarczyło drugi raz wypełnić formularze? A gdyby znowu coś nie zadziałało, to i trzeci i czwarty? A nawet gdyby dalej coś było nie tak, to wystarczyło do nich zadzwonić (jakby akurat nikogo nie było w biurze to chwilę poczekać, co to za problem) i pytać o dalsze instrukcje. Bój się pan Boga, cóż to za problem chodzić po prośbie? Przecież to normalna sytuacja, że firma wyśle czasem nie działający towar i jeszcze normalniejsza, że klient potem wypełnia co mu każą, dzwoni, załatwia, czyta i chodzi na pocztę. A ja tutaj nagle powołuję na prawo, kiedy oni robią wszystko, żeby mi pomóc i ułatwić. Cóż za niegrzeczny klient.
Nie, żebym się czepiał akurat firmy Selmax. Takie normy zachowań obowiązują w zdecydowanej większości polskich firm. I to jest jedna z większych tragedii tego kraju, że mentalnie nie potrafi ciągle wyjść z PRL-u. Chyba nie potrzebuję wspominać, że w życiu czegoś takiego nie spotkasz jeżeli kupujesz coś w Anglii czy USA.
Polacy przyzwyczajani przez kilkadziesiąt lat do sytuacji, w której grzecznie robią co im się każe, odruchowo wykonują wszelkie polecenia każdego, kto im polecenie daje. Wystarczy tylko użyć jako zaklęcia urzędniczego, formalnego języka.
RODO to kolejna odsłona tej samej mentalności.
Szczytem perwersji jest natomiast to, że firmy, które wyprzedzają się w demonstrowaniu nam uległości wobec przepisów, łamią jednocześnie te przepisy na prawo i lewo! Ja jestem pewien, że mało kto w ogóle przeczytał tą ustawę i zrozumiał generalną koncepcje, która za nią stoi.
Czy czytałeś może RODO?
Jeżeli tak, to w artykule 12 obowiązującej ustawy znajdziesz punkt pierwszy: „Administrator podejmuje odpowiednie środki, aby w zwięzłej, przejrzystej, zrozumiałej i łatwo dostępnej formie, jasnym i prostym językiem udzielić osobie, której dane dotyczą, wszelkich informacji oraz prowadzić z nią wszelką komunikację„.
A teraz przeczytajcie jeszcze raz te wszystkie maile, które dostaliście i te wszystkie okienka, które wyskakują na stronach z „RODO” w tytule. I co? Czy widzicie tam „jasny i prosty język”? Czy treść jest „przejrzysta i zrozumiała”?
Zdarza się. Ale bardzo rzadko. Ten punkt ustawy łamią prawie wszyscy. I wcale się im nie dziwię. Bo wiem, że mówienie po ludzku jest tak sprzeczne z mentalnością Szanownych Panów Prezesów i Szanownych Pań Kierowniczek, że w głowie im się nie mieści, żeby ustawa mogła naprawdę mieć na myśli to co tam jest napisane. Jakże to? O przepisach po ludzku? Jak? My, Szanowne Panie i Szanowni Panowie, nie umiemy mówić w innym języku niż formalny!
Ale owszem, to właśnie GDPR ma na myśli. Unia raz wymyśliła coś z sensem: że informacje o prawach konsumenta mają być przestać pisane niezrozumiałym dla przeciętnego człowieka bełkotem, tylko zwyczajnie, prosto i po ludzku.
To teraz zobaczcie jak to wygląda praktyce. To jest przekładowa polityka prywatności, firmy CupSell, która chwaliła mi się w upierdliwych mailach zgodnością RODO:
https://cupsell.pl/strony/polityka-prywatnosci.html
Jeżeli ktoś chce porównanie jak takie coś wygląda w języku jasnym, prostym i zrozumiałym to to niech przeczyta o prywatności na moim Odwyku: https://www.odwyk.com/prywatnie
W ustawie nie znalazłem też nigdzie obowiązku wysyłania do ludzi tych wszystkich maili o zgodności z RODO.
- Bo po pierwsze, wszystkie firmy mają funkcjonować zgodnie z tym prawem, więc nie ma sensu o tym fakcie informować jakby to było coś niezwykłego.
- Po drugie, RODO mówi, że takie informacje mają być łatwo dostępne, a nie, że mają być pchane wszystkim pod oczy każdym możliwym sposobem.
- A po trzecie, przed RODO też istniało w Polsce prawo dotyczące zbiegania danych osobowych. I te wszystkie firmy już pytały użytkowników o zgodę. Więc nie ma najmniejszej potrzeby pytać ich jeszcze raz. Ustawa może się zmieniła, ale zgoda nie.
Wobec czego zastanawiam się czy nie założyć portalu o nazwie „Analfabetyzm” i nie zająć się robieniem kursów czytania ze zrozumieniem.
Ale myślę, że lepszy byłby kurs pod tytułem „Jak nie wpaść w panikę i nie robić idiotyzmów, kiedy wszyscy dookoła zachowują się jak spanikowani idioci„.