Co mnie zadziwia najbardziej w tej całej pandemii to masowy, absolutny brak zainteresowania ludzi faktami.
Fakty i liczby zwyczajnie nikogo nie interesują. A już najmniej tych, którzy wydają decyzje dotyczące życia milionów ludzi.
Przykłady zupełnie z brzegu i w dowolonej kolejności:
- Ta dogmatyczna wiara w noszenie masek jako skuteczny środek zapobiegawczy. Widziałem te piękne modele, animacje w telewizji i eksperymenty na szczurach w laboratorium. Ale jak się to ma do danych z realnego świata? No chyba ślepy by zauważył, że w ogóle się nie ma: przecież od miesięcy wszyscy w Europie porządnie zamaskowani, a wzrost zakażeń daleko większy niż w okresie, kiedy nikt masek nie nosił. To jak się ci wszyscy ludzie zarażają, pytam, skoro maseczki i dystanse tak dobrze chronią przed zakażeniem?
- Twierdzenie, że kwarantanna i lockdown „od zawsze są skutecznym sposobem walki z pandemią”. Może w alternatywnej rzeczywistości, bo z danych historycznych wynika, że tak nigdy nie było. Zamykanie miast i kwarantanna były jedynie skutecznym sposobem na odsuwanie problemu w czasie. Pandemie zawsze kończyły się tym samym: część umierała, reszta zyskiwała odporność. Lockdown zmieniał tyle, że wydłużał cały proces i generował dodatkowe koszty, które nierzadko wielokrotnie przewyższały koszty samej zarazy.
- Zamykanie szkół dla dzieci to przejaw zupełnego zignorowania danych ze Szwecji. Tam ponad milion dzieci od marca chodził normalnie do szkół i żadnych masek na twarzach nie mieli. Ile wynosi śmietelność wśród uczniów? Dokładnie zero. Tylko nieliczne przypadki wymagały leczenia w szpitalu. Jak można występować więc z pomysłem „zamykać szkoły”? Tylko ignorując całkowicie fakty.
- Zamykanie pubów i siłowni w Anglii. Lokalny absurd. Nie ma żadnych danych, z których by wynikało, że to szczególnie niebezpieczne miejsca.
- Przedstawiciele rządu pytani o powody niszczenia ludziom życia zawsze powołują się na ekspertów, eksperci wróżą przyszłość, tylko nikt nie z czego. W dniu, w którym premier Johnson zarządził lockdown w całej Anglii, modele które szacowały, że „bez lockdownu umrze 4000 ludzi” dowiedziono, że są przesadzone co najmniej o 400%. Rząd zignorował te fakty i powtarzał tylko „tak mówią eksperci”.
Skąd ta alergia na dane, fakty i rzeczywistość?
Doszedłem do wniosku, że ludzie dzielą się na tych, którzy trzymają się faktów bardziej niż własnej wyobraźni i tych którzy trzymają się własnej wyobraźni bardziej niż faktów.
Na to nakłada się drugi podział: tych, którzy patrzą krótko i selektywnie i tych, którzy patrzą daleko i całościowo. Nazwijmy ich: krótkowzroczni i dalekowzroczni.
Mamy więc w społeczeństwie cztery grupy ludzi. Znalazłem dla nich dobre nazwy:
- jutuberzy – fakty ich nie interesują i są krótkowzroczni
- foliarze – fakty ich nie interesują i są dalekowzroczni
- eksperci – trzymają się faktów i są krótkowzroczni
- mądrzy – trzymają się faktów i są dalekowzroczni
I to w zasadzie wyjaśnia wszystko co się teraz dzieje.
Najwięcej jest wśród nas ludzi, dla których sugestywna animacja prezentowana przez dobrze ubranego pana w telewizji jest rzeczywistością bardziej realną niż matematyka, fizyka i historia. Do tego patrzą w jedno miejsce na raz, zwykle to, które ktoś im pokaże palcem. Plany i przewidywania kończą się na przyszłym wtorku, a dalej jest już tylko „kiedyś-tam”. A plan na „kiedyś-tam” sprowadza się do „jakoś to będzie”. Nazwałem ich umownie jutuberzy. Zgadnijcie dlaczego.
Ci ludzie tworzą trzon społeczeństwa. To biedne, nieporadne dzieci, które zostały rozpieszczone poza wszelkie granice przyzwoitości przez technologię i opiekuńcze państwo. Jeżeli nie są agresywni to nic tylko przytulić nieboraków do serca. Ale kiedy utworzą tłum, to zmieniają się w potwora: palą na stosach, krzyżują ludzi, którzy im chcą pomóc i podpalają świat. Tak długo, aż im się skończy paliwo albo sami między sobą się zagryzą.
W przestrzeni publicznej, kiedy dorwą się do głosu, jest to z kolei straszliwa hołota, którą wszystkie pozostałe grupy traktują jak kompletnych idiotów, nie bez podstaw zresztą.
Jest też rosnąca zadziwiająco liczba foliarzy – ludzi, którzy tak jak poprzedni żyją we własnym, oderwanym od rzeczywistości świecie. Ale ci z kolei rozbudowują go sobie szeroko i daleko. Ci to właśnie przewidują końce świata, widzą wszędzie spiski Żydów i inne podobe duperele, nie przejmując się odróżnianiem co prawda a co z dupy żywcem wyjęte spekulacje i domysły.
Ci wbrew pozorom są niegroźni, bo żyją zazwyczaj w lęku przed swoimi własnymi wizjami i nie nawołują do niczego poza uciekaniem. A że fakty ich nie interesują, to i konkretne umiejętności mają niewielkie, chociaż oczywiście w swoich zawodach mogą być doskonałymi fachowcami. To właśnie ci najbardziej się boją covida, bo pominąwszy fakt, że umieralność wynosi 0.005% dla większości populacji i ignorując wynikające z tego wnioski matematyczne, spodziewają się, że „jak nic nie zrobimy to wszyscy umrzemy”. Już samo to jest wystarczającym dowodem na to, że tych ludzi kompletnie nie interesują fakty ani dane – oni mają własny świat.
Eksperci są chyba najbardziej winni całemu złu. Bo to ci, do których premierzy i ministrowie biegają, kiedy ktoś od nich coś chce. Ekspert w tej mojej definicji to ktoś, kto co prawda zna fakty i trzyma się ich, ale ma bardzo wąskie pole widzenia i ignoruje obraz całości. To właśnie tacy ludzie sporządzają katastrofalnie niedokładne modele epidemii, jak brytyjski doradca rządu Ferguson, którego „naukowy model” przewidywał 500 tysięcy przypadków śmiertelnych. Kiedy się dość szybko okazało, że fakty nie chcą się w ogóle dostosować do modelu, Ferguson oświadczył że zrobił drobne korekty i podał nową liczbę: 20 tysięcy. Równie naukowy co poprzednio, mimo że różnica jakby duża. Nie przeprosił, bo nie miał za co. Trzymał się przecież danych. A premier Johnson – sam idiota z grupy pierwszej – trzymał się ślepo tego co mu prezentuje Ferguson, więc też nie ma za co przepraszać. I tak do dzisiaj.
Człowiek, który szanuje fakty i rzeczywistość i przedkłada ją ponad własne wyobrażenia, lęki czy oczekiwania, to człowiek pokorny wobec rzeczywistości. Ale to jeszcze nie wystarczy, bo jeżeli jest przy tym krótkowzroczny, selektywny i ignoruje obraz większej całości, to efekty jego decyzji będą nie lepsze niż pozostałych.
Dopiero mądry człowiek sobie poradzi. Mądry to nie jest ktoś, kto nie popełnia błędów. Przeciwnie, to ktoś kto ich właśnie popełnia więcej niż inni, bo to nieukniona konsekwencja długowzrocznego przewidywania i szanowania rzeczywistości. Dla kogoś takiego jest jasne, że własne teorie należy zawsze sprawdzać w praktyce – stąd liczne próby i błędy takich ludzi. Dlatego, kiedy poznaję człowieka, który nie narobił w życiu błędów to wiem, że to albo Jezus Chrystus albo głupek.
Jedną z największych wad rozpasanego materializmu jest to, że promuje krótkowzroczność. Wygodne życie, bez konieczności ciągłego stawiania czoła trudów życia, umożliwia z kolei daleko posunięte oderwanie się od rzeczywistości. No bo skąd masz wiedzieć, że istnieje krowa, skoro mleko masz zawsze na półce w sklepie? A co dopiero wymagać, żebyś ją wydoił.
Pandemia i wszystkie reakcje na nią odsłoniły boleśnie stan społeczeństwa. I powiem szczerze: jest w takim stanie, że ja się poddaję. Nie widzę najmniejszej nawet szansy na to, żebym jakikolwiek działaniem mógł wpłynąć na zmianę tendencji wzrostowej jutuberów i foliarzy i spadkowej ludzi mądrych.
Póki trwa ta idiotyczna demokracja, będzie się powtarzał schemat: oderwana od rzeczywistości większość jutuberów i foliarzy, podążająca ślepo za radami ekspertów, narzuci wszystkim przemocą najgłupsze możliwe rozwiązania.
W takim stanie ludzkość jest skazana na ponoszenie skutków swojej własnej głupoty, ponieważ głupi uczy się tylko w jeden sposób: kiedy dostanie w dupę.
Czy to więc znaczy, że nie opłaca się być mądrym?
Ależ opłaca się i to jak!
I właśnie po to piszę ten tekst. Żeby ci mądrzy z was, lub kandydaci na mądrych, mieli nadzieję!
W tym celu zacznę się przechwalać. Uważam, że my, mądrzy, za mało się przechwalamy. Patrzymy na autoreklamę z niechęcią, albo i nawet z pogardą, bo to domena głupoty, żeby piać zachwyty nad sobą. Rzeczywistość i fakty uczą bowiem każdego mądrego, że jest mały, słaby, śmietelny i bardzo podatny na błędy. Wiedzą też – nauczeni błędami z przeszłości – że nic pod słońcem nie jest wieczne ani trwałe, więc dzisiejszy sukces łatwo może zmienić się w jutrzejszą katastrofę. Mając taką świadomość, naprawdę trudno piać nad sobą i głosić: idźcie moją drogą!
Ale może mimo wszystko powinniśmy. Bo kto wie, może to kogoś zachęci do… czy ja wiem, czytania dłuższych książek zamiast przewijania w dół obrazków z kotami na Facebooku? Do budowania długich trwałech związków opartych na zaufaniu i szacunku, a nie na tym, że ona ma fajne cycki a on dobrą pracę? Żeby zamiast uprawiać idiotyczne przekonanie, że każdy sobie może wierzyć w co mu się podoba, bo każda wiara tak samo dobra, zaczną wierzyć tylko w to, co ma jakieś szanse na okazanie się rzeczywistością i sprawdzanie się w rzeczywistości?
Niby nic więc z tej mojej mądrości, bo i tak muszę siedzieć zamknięty w ramach lockdownu, bo jest pandemia, przed którą „ratunek” jest daleko gorszy niż sama choroba. I tak poniosę konsekwencje, bo banda głupich, niezaradnych i nieprzewidujących ludzi i tak mnie przegłosuje.
Niby tak. Ale…
- Nie siedzę ani w Polsce, gdzie zamordyzm ani w Hiszpanii, gdzie jeszcze większy, tylko w Anglii. Uwierzcie mi albo nie, ale tutaj lockdown to jest raj w porównaniu z resztą Europy. Przewidziałem to, bo studiowałem historię i wiem jacy są z grubsza Anglicy i jak działa ich prawo – proszę bardzo, skutek mądrości i edukacji. Nauczyłem się też oczywiście angielskiego. Bo się lata temu uczyłem przydatnych rzeczy, zamiast chodzić na absurdalne studia, chlać, imprezować i uczyć się na pamięć rzeczy, których wcale nie chcę ani nie potrzebuję pamiętać.
- Nie dostaję coraz większej depresji, bo nie cierpię na samotność. Żyjemy w parze z Dominiką. I żeby nie zaczynać długich opisów powiem tylko jedno: będąc razem możemy być oboje całkowicie sobą. Widzę wszędzie dookoła, że już samo to jedno jest czymś nieosiągalnym. Coraz rzadziej idzie spotkać ludzi, co rok ze sobą wytrzymają, a co dopiero co po tym roku będą szczęśliwsi niż byli oddzielnie! A my mamy coraz fajniej. Jak? Latami prób i latami błędów. Rozmowami, czytaniem, odwagą i przede wszystkim upartym stawianiem prawdy i szczerości ponad wszystkimi innymi rzeczami. Tak że dobrze być mądrym, bo fajne towarzystwo kiedy nas zamkną. Jest się z kim pośmiać!
- Nie straciłem majątku, pracy, perspektyw i nie stracę. Bo wiem (z matematyki, a nie z zapewnień ekspertów) jak działa system finansowy. Wiem doskonale że padnie i jestem przygotowany. Co wcale nie znaczy, że wszystko dobrze pójdzie. Ale tyle wiem, że kiedy gówno wpadnie w wentylator, jutuberzy wpadną w panikę a foliarze zaczną przepowiadać apokalipsę, ja będę dobrze wiedział co się dzieje, i trzymając się faktów a nie opinii, będę wiedział co i kiedy robić. Wiecie jaki to daje spokój? Duży.
- Jestem zdrowy i raczej będę. Covid przeszedłem już w lutym, bo nie słuchałem panicznych rad, tylko trzymałem się podstaw tego, co wiem o zarazkach, człowieku i systemie immunologicznym. A kiedy pojawiły się dane, trzymałem się danych. A że Dominika też jest mądry człowiek (chociaż jeszcze kilka lat temu była totalnie jutuber) żadnych hiper-zabezpieczeń nie uprawiamy. Skutek był łatwy do przewidzenia: szybko się zaraziliśmy. I dobrze, poszło szybko, poszło łagodnie, bośmy stawiali nie na izolację, tylko na odporność. Nawet jak się zarazimy drugi raz (co też nieuniknione), to przejdziemy to już dużo łagodniej niż ci, którzy teraz się zarażają po raz pierwszy po miesiącach niszczenia odporności. I przechodzą to naprawdę źle. Żal mi ich teraz, ale naprawdę zrobiłem co mogłem, żeby zachęcać do trzymania się rzeczywistości a nie panikować. Teraz próbuję więc chociaż poprawiać ludziom humor.
- Nie mam długów. Nigdy nie miałem.
- Mogę spędzać całe godziny w ciszy. Nie musi mi nic grać ani gaworzyć telewizor.
- Nie potrzebuję niczego ćpać, żeby przeżyć dzień. Ani palić. Ani się obżerać do przesady. A jak nie muszę, to i nie robię, bo nie widzę powodu.
- Bawię się i rozmawiam z ludźmi bez konieczności uprzedniego schlania się w trzy dupy.
- Umiem gadać z dziewczynami. I lubię. Wspominam o tym, bo widzę coraz częściej, że to się robi duży problem. Dla mnie zresztą kiedyś też był. Dawno temu.
- Mówię w czterech językach. I płynnie, normalnie, a nie jakieś „my name is” + gówno warty certyfikat. A wiecie jak często się takie praktycznie umiejętnści przydają w życiu? A wiecie jaka to masakra mieszkać w Hiszpanii i nie znać hiszpańskiego? Ale znowu: to że teraz jest super, to efekt mądrości i pracy w przeszłości. A nie jutubowania i bezmyślnego optymizmu.
- I mam dużo, dużo, dużo przyjaciół. I żadnego z nich nie znam ze szkoły. Jak do się stało? Bo przez lata żyłem tak, żeby jak najwięcej innym z siebie dawać, niekoniecznie jak najwięcej zarabiać. Skutkiem takiego podejścia jest między innymi wielu przyjaciół, a i pieniądze się pojawiają też przy okazji. I znów: to efekt wyboru mądrości jako drogi życiowej.
- W końcu, co dla mnie osobiście najistotniejsze – mam bardzo fajnie załatwioną sprawę z sensem życia, Bogiem i życiem po śmierci. Śmierć dla mnie to już nie żadna tragedia, tylko odpoczynek. A Bóg to nie machanie krzyżami nad wodą święconą, tylko zupełnie realna osoba, z którą mam kupę doświadczeń z ostatnich 25 lat. O tym się rozwodził tutaj nie będę, ale to też przecież efekt zamiłowania do faktów, a nie własnego chciejstwa. Czy to zaskakujące, że miłość do faktów może prowadzić do Boga? Możliwe. Ale pamiętajcie że ja mówiąc „Bóg” mam na myśli co innego niż przeciętny brat z siostrą co ogrzewa dupą ławkę w kościele i deklamuje na rozkaz zdrowaśmarie. Mnie interesował tylko Bóg realny. Albo prawdziwy albo żaden.
Taka jest moja reklama należenia do czwartej kategorii ludzi.
Jeżeli życie pod hasłem „bawmy się tu i teraz, pieprzyć jutro” lub „ważne co chcesz, nie ważne jak jest” daje lepsze wyniki, to może ktoś chce też zareklamować? Z góry mówię, że oczekuję że przyjdzie tu za pięć lat i opowie jak mu poszło.
Póki chętny się nie zgłosi, opowiem historię którą Dominika usłyszała w pracy. Dwóch gości zaprosiło trzeciego na imprezę. Pożyczyli od jakichś Murzynów samochód, pochlali, a potem wsiedli w samochód i pojechali sobie do domu. Przed samym domem zachciało się kierowcy trochę pobawić, więc zaczął się bawić aż pieprznął w inny samochód. To wysiedli i poszli spać.
Następnego dnia przyszło to, o czym dobry jutuber nigdy nie myśli: konsekwencje. Murzyni się wkurzyli za zniszczony samochód i chcieli pieniędzy. Właściciel innego samochodu się wkurzył i zgłosił sprawę na policję. Policja przyszła i zrobiła oblężenie. Skończyło się to wszystko tak, że ten co go oblegali zostawił pracę, mieszkanie, pieniądze, kolegów z którymi mieszkał, niezapłacone rachunki i uciekł następnego dnia do Niemiec.
Jestem przekonany, że jego życie to pasmo podobnych sukcesów na polu rodzinnym, towarzyskim, zawodowym, duchowym… Mogę sobie tylko wyobrazić jak wygląda jest seks. Ale może lepiej nie będę.
Więc pozostaje mi zapytać: czy tego chcesz dla siebie?
Jeżeli nie, czytaj książki, które coś ciekawego pokazują. Ucz się czegoś sensownego, nie dla oceny i papierów, tylko po to żeby coś umieć i wiedzieć. Naucz się rozumieć liczby i zaakceptuj fakt, że matematyka nie zniknie ze świata tylko dlatego, że jej nie lubisz. Tak samo jak logika, system prawny czy finanse. Nie żyj nigdy na kredyt, nie żyj na czyjś koszt, i o ile nie masz innego wyjścia to nie mieszkaj z rodzicami. Nie przywiązuj żadnej wagi do tego, w co wierzy większość i co jest aktualnie popularne. Rzeczywistość się nie dostosowuje do mody. Naśladuj innych, ale tylko tych, którzy mają dobre wyniki w tym co robią, a nie tych którzy tylko obiecują. Sam to zbadaj i sam oceń. Nie każda przechwałka jest zgodna z prawdą. Nie każdy kto promieniuje sukcesem w internecie jest szczęśliwym człowiekiem.
Bądź pracowity. Służ i dawaj innym, ile tylko możesz. I zdecydowanie ćwicz samo-dyscyplinę. Odkryj metody, znajdź narzędzia. To ważne, bo bez dyscypliny nikt nie zbuduje niczego wartościowego.
Nie spodziewaj się szybkich wyników, spodziewaj się wysiłku. Nagroda będzie duża, ale może przyjść po wielu latach. Licz na nią! Pracujesz przecież dla nagrody! Niech ta myśl da ci siłę, żeby trzymać się faktów, żeby patrzeć daleko i szeroko, i żeby patrząc na miliony ludzi, którzy wybrali drogę na skróty, się nie poddać.
Bo rzeczywistość zawsze wygra. I ja wolę być po stronie zwycięzców.