Śniło mi się dziś, że wynaleziono samochody na napęd metafizyczny.
Pierwszy samochód z tej serii, w jakim się znalazłem, to był samochód napędzany ilością podróżujących. Tani, ale marny. Jechałem z 10 studentami w środku a i tak jechał z prędkością roweru. Ale za to za darmo. Wystarczyło po prostu być. Gorzej było jak ktoś wysiadł.
Potem awansowałem społecznie i odkryłem samochody o napędzie przeżywania piosenek. Wypróbowałem samochód napędzany piosenkami podobnymi do „Obławy” Kaczmarskiego. Ale nie było to wygodne, bo jak się nie śpiewało albo nie wczuło w piosenkę, to auto jechało już tylko siłą rozpędu.
W końcu odkryłem coś naprawdę porządnego: samochód o napędzie polegania na mądrości. To dopiero miało sens! Samochód jechał tym szybciej im bardziej pasażerowi cenili mądrość. Poza tym nic nie trzeba było robić, tylko być sobą.
Te samochody były dobre, szybkie, strasznie drogie, a kupowali je przeważnie debile.
Działało to tak: bogaty idiota kupował samochód napędzany mądrością, a następnie zatrudniał kogoś mądrego, żeby siedział w środku. Najlepiej na stałe. W ten sposób się załapałem na darmowy transport.
Ale po jakimś czasie głupi kierowca wyrzucił mnie z tego samochodu, bo stwierdził, że woli jednak – dużo gorszy i wolniejszy – samochód napędzany głupotą.
Widocznie więcej polegał na własnej głupocie niż na cudzej mądrości.
Co było właściwie oczywiste – w końcu był głupi.
Myślałem i myślałem jaki napęd byłby najlepszy dla mnie. Taki, żebym nie musiał śpiewać, cisnąć się ze studentami albo polegać na idiotach. I w końcu wymyśliłem: samochód z napędem polegania na Bogu!
I wtedy okazało się, że nie ma takich samochodów na rynku.
Po prostu nie ma popytu.
Zrobiłem więc przeróbkę. Kupiłem najpierw samochód o napędzie polegania na gadaniu o Bogu. Tego to było mnóstwo. Chyba w ogóle najpopularniejszy model w Polsce.
Następnie rozgrzebałem napęd, znalazłem filtr gadania i wywaliłem go w cholerę.
I w ten sposób mam samochód o napędzie polegania na Bogu. Im bardziej pasażer polegał na Bogu, tym szybciej jedzie.
Samochód ma taką moc, że nie jeździ, tylko lata. Już nie mam gdzie jeździć.
Jutro wybieram się na księżyc.