Zima na chwilę odeszła, więc powinienem dostać nagłego ataku entuzjazmu, a ja się czuję tak, jak ten znaczek: :-/
I to nie dlatego, że za 3 dni zima wraca.
Ostatnio wszystko mi idzie jakoś tak niemrawo i co bym nie robił wyniki mam jakieś przeciętne. Takie na 3+. Irytuje mnie to jakoś.
Naturalną odpowiedzią na to jest zwykle zastanowić się nad sobą. Bo może coś robię źle? Albo robię nie to co trzeba? Żadna to tragedia, bywa. Ale chciałbym wiedzieć.
Ale czy ja się w dobrą stronę zastanawiam? Bo może to nie ze mną problem. Tak by było łatwiej. Wbrew powszechnemu zwyczajowi, wolę szukać problemu w sobie, a nie innych. Ale czy ja z tym przesadziłem nie przesadziłem?
No bo tak: jakiś czas temu padł pomysł na Odwyku (www.odwyk.com), żeby wysłać Blance zbiorczą widokówkę na urodziny. Blanca to dziewczyna z Meksyku, którą Odwyk sponsoruje od dwóch lat.
Wszyscy powiedzieli „jaki super pomysł, wyślijmy, wyślijmy!” i stanęło na tym, że każdy wyśle widokówkę pod jeden adres, a potem się to zbierze do kupy. Było to miesiąc temu.
Do dziś nikt nie przysłał.
Albo inne: miałem pomysł na rekonstrukcję strony, bo 5 lat prowizorki to już trochę za długo. No to, że sam nie jestem najmocniejszy w grafice i kolorach (co widzisz po tej stronie), ogłaszam konkurs. Ba – nawet płacę!
Projekty przyszły trzy. Trzy! Trzy osoby w ogóle spróbowały.
A znowu do programu w radiu Kontestacja – jeszcze więcej słuchaczy – szukałem grafika. Tak, żeby sobie rysował coś w tle, bo program jest na żywo i nudno się tak gapić tylko na moją gębę przez godzinę. Wymagania: żadne. Byle śmiesznie i na temat. I co?
I zgłosił się jeden. Ale i tak odpadł z powodów technicznych.
Ludzie, czy ja coś źle robię? Czy po prostu wam się do tego stopnia nic nie chce?
Komentarze też dostaję. Ostatnio, że jakieś lepsze te audycje. No sam widzę, że muszą być lepsze, bo oglądalność spada.
No co jest, do cholery? Im lepiej coś robię, tym mam gorsze wyniki?!
Na to wychodzi.
I co? I to, że powinienem robić chłam. Gadać bzdury, opakować i do wysyłki. Nie czytać, nie myśleć, nie sprawdzać. A już broń Boże nie wymagać od odbiorcy samodzielnego myślenia, bo to ostatnie czego chcą. Oni chcą żeby ich prowadzić.
Ktoś napisał komentarz na Odwyku, w którym się ze mną nie zgadza. Niech się nie zgadza, dobrze. Argument miał słaby, a właściwie to żaden, ale dobrze, że ma swoje zdanie. No, w sumie nie swoje, tylko powtarza bezkrytycznie po innych, ale przynajmniej mówi to głośno. Chociaż czy ja wiem czy powtarzanie głośno głupot po innych to taka dobra cecha?
No więc dobrze: punktów nie dostaje.
Ale dał przy okazji link do jakiegoś programu, który – jak twierdzi – jest podobny do mojego Odwyku, tyle że tam się gada mądrze.
Wchodzę. Patrzę. Ksiądz.
W sutannie.
Łysy dryblas. Wiecie, taki specyficzny wygląd kibola po siłce nawróconego na katolicyzm, co teraz jest wędrownym nawracaczem zagubionej młodzieży.
Wybaczcie, że się nie zachwycę. Ale nastolatką z oazy nie jestem.
I zaczyna: „szczęść Boże„.
No, kurde, od razu widzę, że mądrzejszy, bo ja zaczynam od „cześć„. Albo „dzień dobry”.
I zaczyna nawijkę.
I po paru minutach wzruszam ramionami – ot, taki Paulo Coelho z przesłaniem „Bóg cię kocha, więc chodźmy razem na mszę”. Może dlatego, że trafiłem akurat na odcinek o Eliaszu i jego przygodach, w których autora ujęło najbardziej to jak Bóg mu okazywał swoją czułość.
Czułość? Eliasz, Bóg i czułość?
Historia jak z Władcy Pierścieni, gość spuszcza ogień z nieba, trupy, anioły z mieczami, cuda jakieś, krew płynie, katalizmy, egzekucje – a ten co zobaczył w całej historii? Czułość.
Czy my na pewno tą samą Biblię mamy, panie ksiądz?
Biblię pewnie tą samą. Tylko mózg inny.
No i myślę sobie: i to jest ten człowiek co jest w odróżnieniu ode mnie mądry. Hm. Czy ja wiem. Z drugiej strony w porównaniu ze mną to owszem, wielu jest mądrych.
Dobra, bez jaj, tyle to jeszcze widzę: to nie jest wcale mądrzejsze niż moje. Za to jest ładniejsze. Takie okrągłe zdania, takie „szczęść Boże”, te porównania co to do prosto serca trafiają (zamiast do mózgu).
Patrzę na statystyki: gość ma kilka razy większą widownię niż ja!
W sumie nie wiem czemu mnie to dziwi: jakbym chodził publicznie w sukience to też bym pewnie miał.
Nie wiem czemu mnie jeszcze cokolwiek dziwi, prawdę mówiąc. Po wysłuchaniu Gracjana Roztockiego pieśni o kupie powinienem być naprawdę większym realistą.
Ale nic nie poradzę, że jestem przybity faktem, że im lepiej coś robię, tym gorsze są wyniki. I tym, że jak mi coś dobrze idzie, to ludzie wokół mnie zmieniają się w pijawki. Leżą sobie i ssają. Takie coraz bardziej nażarte, tłuste pijawki, którym się już nic nie chce.
Żebyście wy wiedzieli, wy nieliczni czytelnicy (zresztą może i liczni, ale tych biernych anonimów nie liczę), jaką ja mam pierońską ochotę pieprznąć tym wszystkim co robię! Na pewno mnie rozumiesz, jak próbowałeś kiedyś cokolwiek z ludźmi i dla ludzi.
Jak powiedział ponoć Wielopolski: „dla Polaków można wszystko, z Polakami nic”.
Jak mnie kusi wiecznie, żeby podpisać samemu z sobą umowę, że nigdy więcej nic za darmo! I pokazać temu stadu owiec środkowy palec. Zniknąć z sieci bez słowa wyjaśniania i zająć się robieniem pod siebie, jak się to brzydko mówi: czyli po prostu zarabiać na tych baranach.
Przecież to wcale nie jest złe! Zarabiać można tylko wtedy, kiedy daje się ludziom to, co chcą, więc to dobra rzecz, a nie zła.
A to, że ludzie z reguły nie wiedzą czego chcą, albo chcą to co im wmówiono, że mają chcieć, lub że chcą to co złe, głupie i destrukcyjne, toż ich święte prawo dorosłego człowieka!
Więc dlaczego mi tak żal tego ciemnego motłochu, tych nieuków, tych śmierdzących leni, tej bandy kretynów, którzy są nimi wyłącznie na własne życzenie?! Powinienem czuć do nich pogardę, a ja czuję żal! Zamiast zaśmiać się w twarz mówiąc „a giń teraz, jak byłeś głupi, to niczyja wina tylko twoja” to ja wyciągam rękę żeby ratować.
Kamil Cebulski podał kiedyś definicję biednego człowieka. Otóż biedny człowiek jest to człowiek, który pięć lat temu był głupi . I to jest jak najbardziej prawidłowa definicja. Z tym, że niekoniecznie pięć.
Dlaczego za każdym razem jak słyszę studenta, który wierzy w moc tytułu magistra, kiedy słyszę go jak po tylu latach nauki mówi po angielsku tak jak krowa ze sraczką, dlaczego moją reakcją jest natychmiast chęć poprawnienia jego żałosnego stanu? Powinienem mieć z durnia ubaw tylko, a ja myślę jak mu pomóc, jak to naprawić to co zepsute, jak wyczyścić tą stajnie Augiasza, którą ma we łbie.
I teraz mam wrażenie, że na świecie wokół mnie jest zaledwie mała garstka ludzi, z którymi można cokolwiek robić. I nie chodzi o to, że człowiek z tej grupy jest więcej wart niż jeden z milionowego tłumu biernych, leniwych i pasywnych.
Nie.
Chodzi o to, że jeden z tej grupy jest więcej wart niż cały ten tłum.
Tak czy inaczej moja dusza jest obecnie zdominowana przez poczucie straszliwego rozczarowania ludźmi.
Może czas na zmiany.