W najdalszym kącie Bieszczad, w głębokiej dolinie pośród stuletnich buków, jest maleńka wioska, tak mała że nie ma jej nawet na mapach. Na środku tej wioski stoi stary, duży budynek. I w tym budynku, odciętym od świata tak, że nie ma tam 3G, 2G ani nawet 1G, urzędują najwięksi specjaliści Polski.
Jest to legendarny Bieszczadzki Dom Eksperta.
Raz dziennie przyjeżdża tam ciężarówka redaktorów z Warszawy, którzy mają godzinę czasu na zadanie wszelkich pytań. Odpowiedzi umieszczają potem w internecie, w telewizji i w gazetach. Rząd również wysyła tam regularnie swoich urzędników w celach konsultacji, tyle że helikopterem, bo jak wiadomo nie-swoje pieniądze wydaje się łatwiej.
W Bieszczadzkim Domu Eksperta znaleźć można ekonomistów, którzy nigdy nie prowadzili własnej firmy. Lekarzy, którzy od dwudziestu lat nie widzieli pacjenta. Znawców literatury, których książek nikt nigdy z własnej woli nie kupił. I psychologów, którzy nie mieli żadnego udanego związku w życiu.
Ci wszyscy specjaliści nie mają czasu na stosowanie własnych porad w życiu. Bo muszą zdążyć przeczytać wszystkie prestiżowe książki i przetesować na papierze wszystkie nowoczesne teorie. Muszą też nauczyć się na pamięć wszystkich nazwisk uznanych autorów wraz z listą tytułów naukowych, bo bez powoływania się na nazwiska i tytuły wszelkie rozumowanie jest nieważne i nikt ci w Polsce w nic nie uwierzy jeżeli nie będziesz stosownie ubrany.
To właśnie dzięki tym ludziom, którzy poświęcili swoje życie na odcięcie się od życia, możemy teraz przeczytać w każdej większej gazecie, że najlepszą obroną przed wirusem, którego faktyczna umieralność wynosi 0.0005%, jest przestać żyć. To dzięki nim wiemy, że po zniszczeniu całej działalności rynkowej bezrobocie spadnie tylko nieznacznie. To oni właśnie obliczyli nam na podstawie tylko im znanych wersji alternatywnej rzeczywistości, że inflacja pod koniec roku w Polsce będzie zerowa.
Przeczytałem dziś również, że rząd polski przeznaczył na ratowanie firm (które sam zniszczył) ogromną sumę 200 mld złotych. Gazety cytują specjalistę, który podkreślał wielokrotnie słowo „ogromne”. Te niecałe 50 mld euro to doradził premierowi też na pewno jakiś specjalista z odciętej od rzeczywistości wioski w Bieszczadach, który założę się że ani 5 minut w żadnej prawdziwej firmie nie pracował. Bo 50 mld euro w skali kraju to nie wystarczy nawet na koszty biurokracji. Kilka dni temu we Wrocławiu 464 przedsiębiorców żebrało. Znaczy, przepraszam: przysłało do urzędu wnioski o tarczę od rządu ratującą przed skutkami działań rządu. Odrzucono wszystkie 464 wnioski. Wszystkie zawierały błędy.
Dlatego mówię: 50 mld euro to starczy na koszty wypełniania wniosków.
Ale inny ekspert którego cytuje gazeta potwierdza, to właśnie dzięki temu ratunkowi wszystko będzie dobrze i firmy dużo ludzi nie zwolnią a pod koniec roku to wszystko wróci do normy.
W Niemczech, przykładowo, nie mają Bieszczadzkiego Domu Eksperta. Dlatego tam na ratowanie tego, co sami zepsuli, przeznaczyli bardziej realistyczne 800 mld euro. Nie 50, tylko 800. A i tak wiedzą, że to nie wystarczy.
Jakim sposobem aż takie robieżności w kwotach i przewidywaniach? Przecież niemiecka gospodarka nie jest aż 16 razy większa. Czy firmy niemieckie są aż tak fatalnie prowadzone a polskie aż tak doskonale? Nie, różnica płynie stąd, że niemieccy specjaliści biorą pod uwagę świat realny, a polscy świat wyteoretyzowany gdzieś w Bieszczadach. Bo od eksperta w Niemczech oczekuje się, że pożyje jednak trochę w świecie, o którym się wypowiada. Natomiast w Polsce docenia się najbardziej tych specjalistó, którzy deezynfekują sobie mózgi sześć razy dziennie, po to żeby przypadkem zarazki realności nie zaburzyły im jasności widzenia.
I mimo tego 16 razy większego wora pieniędzy, Niemcy czy Francuzi przewidują, że spadek ich PKB wyniesie w tym roku 10% albo i gorzej. Natomiast polscy specjaliści mają ten luksus że mogą ignorować wszelkie fakty. Więc ignorują. Bo i tak nikt nie sprawdzi. A jak sprawdzi to nie zauważy. A jak zauważy to nie zrozumie. A jak zrozumie to się będzie bał powiedzieć głośno. A jak się nie będzie bał to go ocenzurują ci, którzy się boją. A jak będzie publikował w swoich własnych mediach, to będzie to najprawdopodobniej Martin Lechowicz. A on ma tylko tytuł barona, więc nieważne co powie. W Polsce baron nie ma Punktów Prestiżu.
Doskonałym faktem do zignorowania jest ten, że wpływy do ZUS spadły w kwietniu o 20%. Albo ten, że zapasy mąki się skończyły i podrożała z 750 w styczniu do 940 zł za tonę w kwietniu.
Albo ten, że polskie firmy pozbawione klientów są teraz zdane wyłącznie na swój spryt, litość klientów i oszczędności. Których nie mają. Ale eksperci zakładają, że je mają, bo je sobie wyobrazili. Każdy przedsiębiorca, który oszczędza na wypłatach dla pracowników, gdzie tylko może, ma tak naprawdę całe stosy gotówki w piwnicy! I leżą tam zupełnie niepotrzebne. Teraz – wyobraża sobie ekspert – se o nich akurat przypomni i spożytkuje. I to dlatego nikogo nie zwoli i przez kolejny rok, kiedy obroty będą dużo niższe niż dotąd, będzie mógł spokojnie pokrywać wszystkie straty z tego stosu.
Dlatego właśnie mogłem dziś przeczytać, że spadek PKB Polski wyniesie 3.5%, inflacji nie będzie, a bezrobocie to będzie będzie w ogóle tak małe, że szkoda gadać.
No i oczywiście czytam też ciągle w kółko o tym, jak nieprawdopodobnie groźny jest ten wirus, ale o tym to ja już nawet nie mówię. Bo mi się znudziło kolejny raz powtarzać fakty i liczby. Co się będę kopać z koniem. Żadnych wyników nie daje kierowanie uwagi ludzi na realne liczby i wyciąganie z nich realnych wniosków. Albowiem wszyscy, za przykładem Bieszczadzkiego Domu Eksperta, mają fakty i liczby głęboko w dupie. Po co nam fakty jak mamy przewidywania? Po co nam rozum jak mamy ekspertów?
Bieszczadzki Dom Eksperta jest więc z grubsza jak Uniwersytet Jagielloński: wszyscy go szanują, ale nikt nie wie za co.
Istnieją widać w polskiej mentalności jakieś tajemnicze Punkty Prestiżu, które przyznaje się głównie za starość, za to jak bardzo ktoś potrafi się nadąć zanim pęknie, i jak dobrze dobiera strój do okazji.
Bieszczadzki Dom Eksperta musi mieć najwięcej punktów w Polsce. Istniał już na pewno w 1939 roku i doradzał dziennikarzom co pisać w gazetach. Pisali więc we wrześniu 1939 roku tak: „Zwycięstwo jest pewne„, „Przygnębienie w Berlinie„, „Niemcy w potrzasku„, „100 czołgów zniszczyła wrogowi nasza bohaterska armia„. I dokładnie tak jak dzisiaj wybierali sobie do porównań tylko te liczby, które im odcięta od rzeczywistości wyobraźnia dyktowała.
Jak wiemy z historii po trzech tygodniach te same gazety pisały już, że Niemcy są super a Adolf przystojny. Bo dziennikarze lubią różne rzeczy pisać, a tylko żywy może pisać.
Tak że widzimy teraz, że polscy specjaliści z Bieszczad podtrzymują tradycje przodków. I tak samo jak tamci pisali, że Adolf nie ma szans, bo Polska, Anglia i Francja mają 9 razy więcej ludności, tak samo dzisiejsi specjaliści szukają liczb fajnych do pokazania swojej wyciągniętej z dupy tezy. O, na przykład warto powiedzieć, że 500 zgonów to aż pięćdziesiąt razy więcej niż 10 zgonów! Czyich, jakich, gdzie, o co chodzi? – wszystko jedno. Ważne że tragedia.
I to taka, którą można uzasadnić uruchomienie 70 gorszych tragedii.
Bo nikt tak nie kocha tragedii jak bezużyteczny specjalista. Jak jest tragedia to przynajmniej go ktoś zauważa.