Dziś jest moje ulubione polskie święto: Trzech Króli.
Ulubione z punktu widzenia publicysty, komentatora i ogólnie człowieka, który lubi się śmiać: oto w Polsce obchodzi się powszechnie święto, które jest w 100% nieprawdziwe i nie ma żadnego sensu. I nikomu to nie przeszkadza, w imię zasady: święto jest święto, wypić zawsze można.
Bo tak, owszem, było w Biblii trzech króli, co przyszli znaleźć Mesjasza. Tak, ten fakt jest odnotowany. Z tą różnicą, że to nie byli królowie. I nie było ich trzech. I nie było to 6 stycznia. Poza tym się zgadza.
Nie wiem kto mądry wpadł na pomysł, żeby z wędrownych mędrców ze wschodu zrobić monarchów i jeszcze im imiona wymyślić. I kto – jeszcze mądrzejszy – się na taki absurd zgodził. Czy ktokolwiek się nad tym w ogóle trzeźwo zastanawia na ile taka historia jest prawdopodobna?
Królowie – jakich krajów? Jakichś ze wschodu, za granicami Imperium Rzymskiego. Azja więc. Z tym, że jeden był podobno Murzynem. Murzyn w Azji? Może jakiaś indyjska odmiana? Albo chińska? Co, że Chińczyk nie może być Murzynem? Panie, w Tradycji kościoła nie takie rzeczy są możliwe!
Królowie ci najwyraźniej mieli tak wspaniale zorganizowane królestwa i tak małą konkurencję do tronu, że byli w stanie zostawić rządy na parę miesięcy i przejść się spacerem do prowincji wrogo nastawionego Rzymu, po to tylko, żeby dać prezent jakiemuś dziecku. Normalnie się wysyła takie rzeczy przez posłańca – ale nie tym razem. Dać dziecku kadzidło i zobaczyć minę matki – bezcenne. Warto narazić królestwo.
Żeby było więcej wrażeń, władcy owi udali się do Heroda – lokalnego władcy, znanego z fanatyzmu pomyleńca z rodziny o głębokich sadystycznych tradycjach. Mimo, że Biblia mówi, że i Herod i cała Jerozolima o ich przybyciu wiedziała, nikt się nie zorientował, że są to królowie i nikt nie wymienił ich imion. A oni przyszli do Heroda i od wejścia dokonali zniewagi dyplomatycznej pytając go gdzie się urodził ten nowy lokalny król.
To mniej więcej tak, jakby w 1950 roku prezydent Stanów Zjednoczonych, premier Francji i królowa brytyjska powędrowali sobie osobiście do ZSRR i odwiedziwszy Pierwszego Sekretarza Związku Radzieckiego Józefa Stalina zapytali, gdzie się urodził ten nowy car Rosjii. Bo mu chcieli dać fajne perfumy, maść na grzybicę i parę złotych.
No czy można wymyślić głupszą historię?
Chyba tylko gdyby prezydent USA był Murzynem…
Z historycznego punktu widzenia historia o trzech królach jest tak umocowana w rzeczywistości jak historia Sierotki Marysi.
Różnica jest taka, że w Dni Sierotki Marysi cały kraj (w którym konstytucja gwarantuje rozdział kościoła od państwa) nie ma ustawowego dnia wolnego od pracy. I taka jeszcze jest różnica, że w świętym dniu Sierotki Marysi można zakupić w sklepie bułkę, bo nie ma zakazu handlu.
Jest to fatalne przeoczenie. Bo skoro trzech nieistniejących królów może poczuć się zza grobu dotkniętych faktem, że w dniu ich święta ludzie mogą sobie coś nie daj Boże kupić, to o sierotce też by wypadało pomyśleć! Co to za uprzedzenia? Że jak król to od razu lepszy? Tym się powinien TVN zająć!
Ja wiem, że to stereotyp, przesądy i uprzedzenia twierdzić, że im bardziej coś katolickie tym głupsze. I że jak się przechodzi w Krakowie ulicą św. Sienną to nie stosownie się śmiać z tabliczki „Klub Inteligencji Katolickiej„, że to oksymoron.
Walczę z tym.
Ale co roku 6 stycznia spektakularnie przegrywam.