W tym tygodniu zawaliłem zupełnie. Zawaliłem pisanie, śpiewanie, wymyślanie.
W miejsce tego naprawiałem, instalowałem, podłączałem, kopiowałem, konfigurowałem i szufladkowałem.
Życie współczesne przypomina bowiem jazdę w pędzącym na oślep w nocy pociągu, w którym cała obsługa i pasażerowie są albo zbyt pijani albo zbyt zajęci swoją robotą, aby się zastanowić dokąd ten pociąg jedzie. Każdy zaś z nich ma nadzieję, że ktoś tym pociągiem kieruje, ktoś ma jakiś odgórny plan i że jakoś to będzie.
Dzięki temu właśnie, w ostatniej sekundzie życia, kiedy to pociąg roztrzaska się z hukiem o inny pociąg, dominującą emocją u każdego z pasażerów będzie nie strach, nie gorycz, nie rozpacz, ale zdziwienie.
To całkiem sympatyczne uczucie. Zwłaszcza w porównaniu z innymi alternatywami.
Jednym ze skutków ubocznych takiego pędzącego trybu życia jest fakt, że większość narzędzi, którymi to życie obsługujemy, nie zostało wybrane przez nas celowo i z rozmysłem, ale pojawiło się z rozpędu, w ramach panicznego zaspokajania jakiejś wyjątkowo pilnej potrzeby.
I dlatego właśnie do kontrolowania licznych moich projektów ciągle używam maili, a do komunikacji gadu-gadu. Skutkiem czego niczego praktycznie nie kontroluję, a dobre pomysły mi się marnują.
Z rozpędu.
W tym tygodniu pojawiły się w moim życiu dwie nowe rzeczy: nowa gitara (yes!) i tablet (też yes!).
I nagle odkryłem, że jestem zdrowo zapóźniony ze wszystkim, mam stare narzędzia, które dzisiaj się już nie sprawdzają i jestem mało efektywny.
Może dobrym pomysłem jest co jakieś 2-3 lata wyrzucać wszystko na śmietnik, kasować wszystkie maile, kontakty, znajomości, odinstalować wszystkie programy – i zacząć wszystko od nowa? Tym razem według jakiegoś sensownego całościowego planu, a nie metodą „byle teraz było szybciej”.
Tak się zastanawiam: robicie czasem takie porządki organizacyjne w życiu? Wymyślacie sobie, że PIT-y będą w teczkach, listy w szufladzie, a terminy w Google-Kalendarzu, zamiast wszystko rzucać w pośpiechu na rosnącą codziennie nieposortowaną kupę?
Czy też, tak jak większość z nas, żyjecie swoim życiem, czekając na moment, aż coś w końcu nie wytrzyma, spali się, rozpadnie, wybuchnie i rozpadnie?
Plan całości to ważna rzecz. Zwłaszcza w tej pędzącej na oślep, ryczącej, huczącej współczesności.