Ludzie od dawien dawna lansują się swoimi zdjęciami na Facebooku. I dobrze. Po to jest Facebook.
Ale na miłość boską po co lansują swoje życie miłosne?
Co chwilę trafiam na zdjęcia z serii „patrzcie na nas jacy piękni jesteśmy razem”. Hej, nie powiem, że tego nie rozumiem. Kto by nie miał ochoty patrzeć na zazdrość w oczach kolegów? Na nienawiść w twarzach swoich ex?
– I co, było mnie porzucać? Patrz jak mi teraz dobrze bez ciebie. – mówi zdjęcie.
Poza tym człowiek ma odruch chwalenia się tym co mu się dobrego przytrafiło. Nowy samochód. Komórka. Żona. Ok, rozumiem. Zdrowy odruch.
Zresztą i sam tak robię czasem, że się dzielę swoim bardziej prywatnym życiem. Po pierwsze z chęci podzielenia się radością z przyjaciółmi, po drugie z chęci dowalenia tym, co uważali, że nie mam szans.
Ale robię to raz. Może dwa. Informacyjnie. Chełpliwie. Dla złośliwej przyjemności.
Tymczasem ludzie obnoszą się na FB raz po raz ze scenami przytulań, całusków, miziania, macanka i innych słodkości, od których na dłuższą metę idzie się porzygać. Niektórzy już doszli do etapu, że w zdjęciu profilowym wtykają siebie i tego drugiego. Jak by mogli to i w dowodzie osobistym by mieli dwie twarze. Byt zbiorowy.
Raz, dwa razy – spoko, fajnie wyglądacie.
Piąty raz – no dobra, dalej fajnie, ale to już było, nie?
Siedemnasty raz – na ch*j nam to w kółko pokazujesz?
Ludzie, zlitujcie się. To jest NUDNE.
Internetowe zdjęcia miłosne są jak palenie papierosów: tylko ten, kto pali, czuje przyjemność. Ale jak zacznie regularnie dmuchać przyjaciołom w twarz i oczekiwać od nich zachwytów, to szybko zostanie bez przyjaciół. Może potem narzekać, że teraz to już nie ma prawdziwej przyjaźni. Znieczulica. Tylko papieros mnie rozumie.
Zakochany przyjacielu! Dla dobra nas wszystkich i swojego własnego: przestań masturbować swoją zakompleksioną psychikę publicznym obnoszeniem się ze zdjęciami miłosnego życia! To jest twoja prywatna sprawa. Dlaczego ją uparcie przenosisz do przestrzeni publicznej?
Pomyśl: o czym może świadczyć fakt, że eksponujesz swoją intymność na forum publicznym? To nie my wszyscy się zakochaliśmy w twojej dziewczynie, tylko ty. Zajmuj się nią, a nie nami. Zabiegaj o jej lajki, nie nasze.
I mówię to jako ktoś, kto ma się z czym obnosić. Hej, przy mojej historii miłosnej Titanic mnie może w dupę pocałować! Pamiętacie jak trzy miesiące temu opisałem żonę marzeń? Zrobiłem was w konia: to nie był opis moich wyobrażeń. To był opis tego, co się faktycznie wydarzyło.
Ale hej, czy ja potrzebuję trzy razy w tygodniu ogłaszać wszystkim jakie mam spektakularne przygody miłosne? Czy bez chwalenia się nimi będą mniej spektakularne? Czy muszę wiecznie zdobywać potwierdzenie od całego świata w postaci lajków, że moja dziewczyna jest najlepsza na świecie? Wiem i bez lajków.
To jest moja prywatna najlepsza dziewczyna na świecie. Znajdź sobie własną a nie gap się na moją. Ja ci mogę co najwyżej wersję demo pokazać. Z daleka. Raz.
My, prywatni szczęśliwi ludzie, upubliczniamy tylko to co uznamy za stosowne. A raczej niewiele uznajemy za stosowne. I myślę, że to zdrowe.
I życzyłbym sobie, żeby wszyscy w końcu do tego dojrzeli.