Hurra!
Ze statystyk ze strony worldometers.info wynika, że epidemia COVID-19 w Hiszpanii wygasła. Zakażenia i umieralność spadły prawie do zera.
W odpowiedzi na te dane, rząd wprowadził nakaz chodzenia w maseczkach w miejscach publicznych.
Może cię to dziwić. Bo kiedy umieralność była 10 razy większa, nakazu nie było. A kiedy jest prawie żadna, nakaz jest.
Okazuje się, że ze strachem nie wygrasz. Bo im bardziej zagrożenie zanika, tym bardziej ludzie się boją! Boją się, że wróci.
W związku z tym rząd wszystko otwiera, jednocześnie uniemożliwiając funkcjonowanie czegokolwiek. Do restauracji można iść, ale klientów może być 3 razy mniej, a koszt obsługi wzrósł 2 razy. Lotniska są otwarte, ale nie wolno latać. Turyści mogą przyjechać na 3 dni poleżeć na plaży, ale muszą przejść najpierw 14 dni kwarantanny zanim mogą w ogóle wyjść z domu. W spożywczym można kupować, ale teraz już trzeba nawet trzymać koszyk w odpowiedni sposób. Baseny przy domach będą otwarte, ale trzeba się zapisywać do kolejki i pilnować przestrzegania zasad. Tylko nie ma kto zapisów robić, organizować i wymuszać przestrzegania tych zasad. Przepisów i ograniczeń jest tyle, że każdy może dostać mandat w każdej chwili za cokolwiek.
Wzrosła gwałtownie potrzeba kontroli każdego i na każdym kroku. Rząd zrobił kontrolerów z policjantów, sprzedawców, ratowników, przedsiębiorców i zachęca serdecznie do donoszenia na siebie nawzajem.
Wszystko: bo COVID. Którego co prawda już nie ma, ale przecież może wrócić.
Czy wy wyobrażacie że możliwy jest w ogóle jakiś koniec tej sytuacji? Powiesz: jak się zagrożenie skończy to będzie koniec. No ale właśnie się skończyło, a restrykcje rosną. Końca nigdy nie będzie, bo zawsze będą jakieś wirusy. A jeżeli akurat nie będzie, to jeszcze gorzej, bo strach przed tym co może być jest większy niż strach przed tym co jest.
Połowa ludzi twierdzi, że rząd robi ciągle za mało. Druga połowa że to za dużo. Dziś czytałem komentarz dziadka co wyjechał stąd właśnie do Anglii i mówi, że „Spain does it right”. Chwali, ale jakoś wracać do więzienia nie chce. Mówi się, że boi się, że podczas jazdy przez Europę zarazi kogoś albo ktoś jego. Takich postaw jest dużo. Ale mają je najczęściej ci, którzy żyją na koszt innych i nic nie muszą robić.
Ale już nawet w tym niewolniczym kraju zaczynają się protesty pod hasłami wolności. Wczoraj znalazło się w Torrevieja kilkadziesiąt osób, którzy manifestowali niezadowolenie tłukąc w garnki. Ktoś nawet śpiewał piosenkę z mojego podcastu: „¡El pueblo unido, jamás será vencido!” Jak przystało na Hiszpanię, każdy z tych wolnościowych rewolucjonistów grzecznie w kagańcu. Nawet nie było można wyraźnie usłyszeć postulatów.
Podobnie jak strajkującym w Polsce chodzi im bardziej o straconą pracę i pieniądze niż o wolność. Ale przeciwnie niż w Polsce milicja nie rusza zaraz pacyfikować wszystkich i traktować gazem na podstawie prawa uchwalonego w tym samym dni, specjalnie na te potrzeby.
Powiesz: to są biedne i nieśmiałe zabawy, którymi nie warto się przejmować. Oczywiście. Ale ja sądzę, że pod powierzchnią Hiszpanii gotuje się na wolnym ogniu przyszła wojna domowa.
Bo im bardziej będą się kończyć ludziom oszczędności tym bardziej błagania przejdą w groźne okrzyki, a okrzyki w nastroje rewolucyjne. Sytuacja jest taka: jeżeli rząd pieniędzy nie da, to pół kraju wyląduje w nędzy. Jeżeli z kolei zaleje ludzi powodzią dofinansowań, to niedługo potem przyjdzie hiperinflacja i proces niszczenia pieniądza. Wtedy już cały kraj wyląduje w nędzy.
Komunistyczny rząd tych ekonomicznych przygłupów wybrałby to pierwsze bez mrugnięcia okiem. Gdyby nie to, że kraj nie ma od lat ani grosza oszczędności ani nie ma własnej waluty. Na dodruk euro musi zgodzić się cała Unia, która kontroluje ECB. A tu z Niemcami jest problem, bo są bardzo niechętni. Pamiętają jeszcze za mocno, że równo sto lat temu hiperinflacja zniszczyła niemieckojęzyczne kraje bardziej niż cała Pierwsza Wojna Światowa. To ona doprowadziła do irracjonalnego wybuchu antysemityzmu, rządów Hitlera i kolejnej wojny.
I nie dziw się tak znowu Niemcom. Gdyby chleb co miesiąc kosztował o 10000 złotych więcej, też byś zaczął z dezorientacji tracić rozum.
Dlatego podobnie jak Polacy byliby niechętni żeby wprowadzić oficjalnie komunizm, tak Niemcy są niechętni, żeby godzić się na niekontrolowane drukowanie pieniędzy. Zwłaszcza po to, żeby je wysyłać za granicę, kiedy sami teraz wydają więcej niż mają.
Tymczasem Hiszpania z zadłużeniem jednym z największych na świecie ma przed sobą nieuniknioną ruinę ważnych gałęzi gospodarki, rozpieprzony budżet, poważne konflikty wewnętrzne, komunistyczny rząd i pół kraju błagające o pieniądze.
Ale Hiszpanie są optymistami! Bo mają dużo słońca, zanik wyobraźni i nie umieją liczyć (dziękujemy ci, państwowe szkolnictwo!). Większość Europejczyków cierpi na to samo, tylko że skala jest inna: w Hiszpanii 40% ludności siedzi na zasiłkach, a w Anglii 20%. W Anglii można działalność gospodarczą zacząć natychmiast, samemu, bez biurokracji, minimalnym kosztem i całkowicie przez internet. A w Hiszpanii spędzisz miesiące z prawnikami i księgowymi, zanim w ogóle zaczniesz coś sprzedawać. W Anglii w swoim małym sklepiku zapłacisz w podatkach i opłatach mały procent od zysków, a księgowość poprawadzisz sobie sam, bo jest minimalna. W Hiszpanii (podobnie jak w Polsce) płacisz wyśrubowane stałe podatki co miesiąc, nawet jak nic nie zarabiasz.
Takich różnic prawnych, administracyjnych, organizacyjnych i mentalnych jest masa. Wszystkie one sumują się w jedną tezę: Hiszpania ma przesrane. Albo dokładniej: Hiszpania ma bardziej przesrane niż reszta Europy.
No ale to przyszłość, więc po co się przejmować. Dziś mamy dopiero 20 maja, piękną pogodę, statystyki pokazujące, że zagrożenie się skończyło i nowe restrykcje każdego dnia.
W Polsce też widzę, że do realizmu daleko. Dziś polski rząd pozwolił na organizowanie obozów pod namiotem dla dzieci. W namiocie może spać kilka osób, ale trzeba zachować 4 metry kwadratowe na osobę. Żeby więc twoje dzieci spały we dwójkę musisz im kupić namiot 8-osobowy. A potem to twoje dziecko, z twarzą obwiązaną szmatą w 30 stopnioniowym upale, będzie maszerować w szyku wojskowym i dźwigać ten namiot na miejsce kaźni. Znaczy, przepraszam: wypoczynku. Ale będą postoje co 15 minut dla zmierzenia temperatury.
Na tych obozach będą zamknięci, bo rząd zabronił zwiedzania i wycieczek na zewnątrz. Myślę, że powinnien dodać zalecenie, że najlepiej obóz otoczyć drutem kolczastym.
Gratuluję miłośnikom zdrowia i bezpieczeństwa, to wszystko jest wyśmienite dla zdrowia. Zwłaszcza psychicznego.