Jest w tym coś makabrycznego, że tylu ludzi inteligentnych, rozsądnych i trzeźwo myślących w jednych dziedzinach może być jednocześnie kompletnymi pomyleńcami w innych.
Przykładowo, poczytałem sobie dziś o koncepcji transsubstancjacji.
Ta koszmarna nazwa opisuje jeszcze bardziej koszmarne zjawisko polegające na tym, że pod wpływem odpowiednich zaklęć i rytuałów kawałek pieczywa zmienia się w białkowy organizm.
Jest to jedyny taki przypadek odnotowany przez naukę.
Dzieje się to, jak mnie uczono, na każdej mszy w kościele a magia działająca przy tym jest tak potężna, że nie tylko opłatek jest w stanie zmienić się w tkankę ludzką, ale jeszcze siła magiczna potrafi oszukać wszystkie nasze zmysły. Bo opłatek już dawno się zmienił w jelito grube, a zmysły wzroku i smaku ci mówią, że to dalej smakuje jak zwykły chleb. Głupie zmysły. W ogóle się nie znają.
Innym sposobem wytłumaczenia zjawiska bułki zmieniającej się w palec jest stwierdzenie, że zmiana następuje w tej prawdziwej rzeczywistości, tej leżącej pod (albo nad?) naszą rzeczywistością. Nasza rzeczywistość zostaje dla niepoznaki niezmieniona. Dlaczego? Bo ja tak mówię. Albo ktoś inny.
Widać może być coś rzeczywistszego od rzeczywistości.
Tylko ja zawsze myślałem, że to się nie nazywa „transsubstancjacja” tylko „zaburzenia urojeniowe„.
Jak by sobie tego nie wyjaśniać, myślący człowiek uczciwie musi przyznać, że cała ta operacja będąc sprzeczną z prawami fizycznego świata musi być jednoznacznie zaklasyfikowana jako magiczna.
No chyba, że się chcesz być jakimś ignorantem nienawistnie atakującym kościół, który mówi, że oto liczna rzesza nawiedzonych pomyleńców postanowiła wyłączyć mózg i wierzyć w kompletne pierdoły wbrew oczywistem faktom, własnym zmysłom, logice, rzeczywistości, nauce, instrumentom pomiarowym i zdrowemu rozsądkowi.
Na pewno nie chcesz.
Więc: magia.
I tu trafiamy na część, która mnie rozśmiesza niczym Gracjan.
Bo uświadomiłem sobie właśnie ile ludzi, którzy wierzą w opisaną magię, jednocześnie tępi książki o Harrym Potterze. Tępią je dlatego, bo tam jest… magia.
Czyżby konkurencja?