Bardzo mi się podoba pomysł crowdfunding-u. To fajny, nowoczesny i pasujący do nowych technologii sposób na finansowanie nowych przedsięwzięć i pomysłów. Człowiek rzuca pomysł, ludzie dają mu kasę. Jak mu się uda zebrać ile trzeba, to robi swoje i wysyła nagrody. I już, proste.
Byłem jednym z pierwszych w Polsce, którzy z tego skorzystali. W ramach serwisu PolakPotrafi.pl, który dalej uważam za najlepszy z podobnych serwisów, zebrałem na napisanie książki. Zebrałem dwa razy więcej niż było potrzeba, napisałem, wysłałem nagrody i teraz sprzedaję. Rządzę! A w ogóle „Droga Wojewódzka 666” była bestsellerem na dwóch platformach sprzedaży e-bookowej. Ale że oba są do dupy, sprzedaję teraz sam. Możecie ją sobie kupić w sklepiku z prawej strony.
Wszystko jest bardzo fajne, zachęcające i wszyscy na tym korzystają. Więc może kogoś zaskoczyć to, że dziw mnie bierze, że takie serwisy w Polsce w ogóle są.
Dlaczego?
Bo polskie prawo polska urzędnicza mentalność kłócą się z całą ideą crowdfundingu i przeszkadzają na każdym kroku. Przypomnę, że jeszcze dobrze polskie wersje Kickstartera nie wystartowały, a natchmiast rzucili się na nie liczni życzliwi zwracając uwagę, że takie coś jest sprzeczne z ustawą jeszcze sprzed wojny, która wymaga w takich wypadkach uzyskania pozwolenia od ministra!
W ramach tej samej ustawy nieznany bliżej życzliwy doniósł też na mnie, że bez pozwolenia zbieram pieniądze na stronie www.odwyk.com. Nie zauważył kretyn, że owszem zbieram, ale za granicą. Bo dobrze wiem jak to wygląda w Polsce.
Trudno się też dziwić, że przy takim prawie wszyscy w Polsce mają jedną wielką paranoję i boją się własnego cienia. Więc wprowadzają paranoicznie przepisy i regulaminy na wszelki wypadek, mimo, że nikt im nie karze ani ich nie ściga.
W tym duchu polskości (czytaj: strachu i paranoi) utworzono nowy polski serwis wspieram.to, który działa tak samo jak wszystkie inne, więc w sumie nie wiem po co powstał. Poczytałem sobie ich regulamin. Wniosek po przeczytaniu tej lektury człowiek ma taki: nawet nie próbuj.
Nic tam nie wolno. Kląć? Nie wolno. Postawić piwo w nagrodę? Nie wolno. Zarabiać? Absolutnie nie! Nie wolno też nic sprzecznego z „dobrymi obyczajami„. Bóg jeden raczy wiedzieć co to znaczy w kraju, gdzie na osiemnaste urodziny najlepsi koledzy zbierają się, żeby cię kopnąć w dupę albo przyrżnąć pasem. To dobry obyczaj czy zły? Nie wiadomo.
Cokolwiek ciekawego, innego, szokującego, wybijającego się ponad przeciętność chciałbyś zrobić na wspieram.to, możesz byś pewnym, że któryś punkt regulaminu tego zabrania. Dlaczego? Nie wiadomo. Może to projekt sponsorowany przez kurię albo Raciborski Dom Emeryta. Kto wie.
Ale najgłupszy kawałek mamy w części czwartej, która mówi, że od uzbieranej kwoty odliczają oni… podatek dochodowy!
Pomijam tu fakt, że w żadnym rozsądnym kraju nie ma takich głupot, żeby cyrk o parę stówek robić i zbieranie na projekt hobbystyczny nazywać „dochodem”. A jeżeli już, to zostawia się to do załatwienia temu co zbiera, a nie przesądza za niego co jego dochodem, a co nie. Ale przede wszystkim małe darowizny w Polsce nie podlegają opodatkowaniu!
Dopiero po przekroczeniu pewnej kwoty, która wynosi obecnie niecałe 5000 zł na rok od osoby dającej. Poczytajcie sobie sami.
Więc można zupełnie legalnie zebrać w ten sposób z darowizn i milion, i nie będzie się należał żaden podatek dochodowy.
Tymczasem ci paranoicy, nie wiadomo po kiego grzyba, zabierają 19% tego co ludzie dadzą na projekty i obdarują nim Urząd Skarbowy, mimo że wcale nie musieli. Chyba, że nagle ktoś wpadł na pomysł, że crowdfunding to jednak nie jest darowizna, tylko… hm… co, sprzedaż? Ale przecież od początku tępienie crowdfundingu w Polsce zakładało, że to w istocie przekazywanie darowizn. Nagrody są w tym systemie symboliczne, to tylko rodzaj podziękowania. Wspierający nie dają swoich pieniędzy projektodawcom dla nagród ani dla zyski – ale właśnie jako darowiznę.
Najgłupsze, co można w tak niejasnej sytuacji zrobić, to postanowić za wszystkich, jaki podatek za co się należy. I wysłać od razu, najwięcej ile się da. Tak, na wszelki wypadek. W końcu to nie oni zapłacą, tylko ci co wspierają, a jak wiemy cudzymi pieniędzmi dysponuje się najłatwiej. I to właśnie zrobili dzielni chłopcy z wspieram.pl.
Czym pokazali, kogo wspierają najchętniej. Urzędy Skarbowe oraz prawników.
Życzę więc im, oraz im podobnym (w szczególności tym maniakom, którzy upierdliwie na każdej stronie informują nie wiadomo po co, że używają cookies) jeszcze więcej strachu jako najważniejszego motywatora w życiu. Niech szybko znikną i zrobią miejsce dla innych – tych, co się własnego cienia nie boją.
A jeżeli dla takich w Polsce miejsca nie będzie, no to problem. Ale nie dla nich. Na odważnych czeka cały świat. Na tchórzy nie czeka nikt.