W Polsce miał miejsce kolejny zamach.
Tym razem na coś daleko ważniejszego niż sejm, samolot lub Monikę Olejnik. Zamach był na Obraz.
Otóż jak podaje szmatławiec „Fakt”, napastnik uzbrojony w żarówki z czarną farbą podniósł rękę w sanktuarium na samą Matkę Boską Częstochowską. Próbował z niej zrobić Czarną Madonnę w sensie dosłownym. A zrobił to dlatego, albowiem sam Bóg mu objawił (tak twierdzi), że modlenie się do obrazów jest złe i jest to straszne bałwochwalstwo.
W zasadzie słusznie mu Bóg objawił, chociaż dziwne, że trzeba było do tego specjalnego objawienia, skoro Biblia o tym mówi od paru tysięcy lat. No ale jak widać w społeczeństwie składającym się głównie z funkcjonalnych analfabetów, gdzie połowa przez ostatni rok nie przeczytała żadnej książki, łatwiej o objawienie niż czytanie ze zrozumieniem.
Z drugiej strony Bóg zapomniał najwyraźniej dodać, że dysponowanie tym co do nas nie należy bez pozwolenia właściciela nazywa się „kradzież” i Bóg zwolennikiem nie jest.
No nie wiem, nie wiem czy można do końca wierzyć gazecie, w której najważniejsze newsy brzmią: „facet bez nóg ściga się z koniem” oraz „gwiazdor kupił ser z osła za 4000zł/kg„. Ale jeżeli to prawda, to powinniśmy potraktować to wydarzenie tak jak Brytyjczycy potraktowali „Gunpowder Plot” z 1605 roku, kiedy to udaremniono wysadzenie parlamentu. Dzień wolny, sztuczne ognie, wielka radość. Chociaż nie, moment, parlament to miał wysadzić Brunon… Ale nie wiadomo kiedy, więc nie wiadomo jaką datę obchodzić. A tutaj wiadomo. Matka Boska znowu wygrywa.
Pamiętajmy, że to cudowne ocelenie Matki Boskiej zawdzięczamy oczywiście Matce Boskiej, nie zaś – jak twierdzą bezbożnicy – facetowi, który wykazał się rzadkim dość w Polsce rozumem i wyobraźnią i wstawił przed obraz szybę pancerną.
Jak podaje „Fakt” na końcu artkułu, w czasie potopu szwedzkiego król Jan Kazimierz polecił państwo polskie protekcji Bożej Matki, nazywając ją Polską Królową, dzięki czemu wojna ze Szwedami zakończyła się dla Polski szczęśliwie.
Musiałem być akurat chory jak to przerabialiśmy w szkole na historii. Ale teraz już wiem jak się w Polsce wygrywa wojny i co trzeba zrobić, żeby zwyciężać w wielkim polskim stylu. Szwed-heretyk wszedł, pozabierał co chciał, zeżarł co się dało i na koniec wrócił obładowany i nażarty do swojej nietkniętej ni ogniem ni mieczem ziemi – i ten oto spektakularny sukces Polski zawdzięczamy Matce Boskiej. Ciekawe co jeszcze jej zawdzięczamy. Strach się pytać.
Szkoda, naprawdę szkoda, że nie ma więcej bóstw w Polsce. Może by było więcej zwycięstw? A może by się tak pomodlić do Matki Boskiej o jakieś dodatkowe bóstwa, żeby Polacy mieli jak osiągać sukcesy?
Bo można też liczyć na facetów co mają rozum i wyobraźnię i wiedzą gdzie, kiedy i jak wstawić szybę pancerną. No tak, ale po pierwsze: to bezbożne, a po drugie: zdaje się, że ostatni właśnie wyjechał za granicę.
I jak przeczyta takie newsy to chyba szybko nie wróci.