Ten blog jest tak poważny, że można się zesrać.
Jak do tego doszło, pytam?
Srak. Jak miało w ogóle dojść, skoro ledwo zacząłem? Napisałem trzy wpisy i zamiast się bawić, opowiadać, dzielić się i tryskać ogólnie entuzjazmem, to ja latam wśród gwiazd i snuję jakieś filozofie. A idź pan. Jakbym do szkoły wrócił i na ocenę pisał. Do dupy z taką robotą.
Nie czytaj niczego sprzed tego wpisu. Nawet tam nie zaglądaj. Szkoda czasu.
Wychodzi na to, że nikt nie jest bezpieczny na tym świecie. Każdemu jednemu grozi, że go skusi SUKCESSSSS i zacznie zaraz czytać o tym, jak robić blogi profesjonalnie, jak robić strony profesjonalnie i jak robić marketing profesjonalnie. Zacznie sobie rysować plan podboju internetu w profesjonalnym programie do planowania podboju internetu. A potem pójdzie do kibla i będzie się zastanawiał jak prawidłowo robić zdrową, profesjonalną kupę i jak ją spuścić tak, żeby było ekologicznie i naukowo. Będzie słuchał historii sukcesu w robieniu kupy. Dowie się w jakiej pozycji celebryci siadują na sedesie i jak to robią, że nie wychodzi im była taka zacofana, niedorobiona kupa, tylko kupa-bestseller, której nie trzeba się wstydzić.
Prawda jest taka, że podobnie jak większość świata, ja się wstydzę prawie wszystkiego co robię. Piszę, nagrywam, rysuję, śpiewam, ale wszystko mi się wydaje takie niedorobione i słabe. Bez logo, bez metki, bez brandingu. Takie jakieś zwykłe. Na pewno nikogo to nie przyciągnie.
Dlatego ten blog chciałem zrobić inaczej. Tak porządnie, z logo. A właśnie, widzieliście jakie mam wypasione logo na tej stronie? Logo to akurat jest super. Logo się nie wstydzę. Ale cała reszta jest jakaś taka poważna, wygładzona i nudna. Im bardziej się staram, tym bardziej się robi poważnie i nudno.
Zadaję więc sobie pytanie: po ch*** ja się tak staram???
Ludziom się w tych czasach coś naprawdę po***ło w głowach. Jak coś jest zbyt osobiste i szczere, to czują się tym zażenowani. I zaraz idą do kogoś, kto robi to samo w najbardziej nieosobisty sposób, jaki tylko można sobie wyobrazić. I efekt na koniec jest taki, że coraz trudniej robota od człowieka odróżnić. Wszystko jest wyprodukowane na taśmie.
I teraz, gdybym się dalej tak starał, to powinienem się pozastanawiać przed wami naukowo, dlaczego jest tak jak jest, dlaczego człowiek wymaga od siebie takiego profesjonalizmu na każdym kroku. Dlaczego ja się wstydzę i dlaczego ty się wstydzisz. A co, myślisz, że się nie wstydzisz? To odpowiedz sobie na pytanie: dlaczego tak rzadko zostawiasz pod wpisami komentarze?
Tyle razy ludzi pytałem: jak to możliwe, że czytasz mnie albo słuchasz już dwa lata i ani razu nie skomentowałeś? A on mi mówi: a bo coś-tam, coś-tam, pierdu-pierdu. Farmazony opowiada jakieś, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia i kim on w ogóle jest żeby coś pisać. A tak naprawdę chodzi o to, że się wstydzi. Siebie, swojego głosu, swoich myśli, swoich słów.
I co ja mu zrobię? Rozumiem go. Ja też się wstydzę, że to co robię jest biedne i marne i nikogo to nie obchodzi. Różnimy się tylko w tym, że ja się wstydzę i nie przestaję, a on się wstydzi i nie zaczyna.
O, i patrz teraz jaką mądrą myśl właśnie wypierdziałem! Nawet ją pogrubiłem!
I po co, pytam się, ja to tak pogrubiam? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Ale spróbuję być szczery i zgadnąć: pewnie po to, że gdybyś docenił mądrości tego bloga, poczuł jaki jestem k**wa mądry, zasubskrybował blog i wrócił po następne mądrości. Nie po to się dzisiaj pisze blogi, nagrywa podcasty, robi filmy?
Pewnie, że po to.
I nawet nie wiadomo kogo opi***lić za taki stan rzeczy. Owszem, zawsze fajnie rozpiąć rozporek i nasikać na cały YouTube z tymi wszystkimi absurdalnymi celebrytami bez mózgu. Ale prawda jest taka, że oni, my, ja i ty robimy wszyscy to samo gówno i robimy to gówno z grubsza z tego samego powodu.
Nie napiszesz komentarza, bo się wstydzisz. Boisz się, że ktoś pomyśli, że to taki głupi komentarz jest, że „po co on pisze jak nie ma nic do powiedzenia”. A ja? A ja też wymyślę zaraz jakiś strrrrrasznie głęboki temat, żeby zasiąść na tronie Profesjonalnych Mędrców Internetu. Napisze o nim tak nieosobiście i z dystansu jak się da. A jakiś palant na YouTube ubierze się w modne szmaty, zafarbuje włosy na modny kolor, wsadzi se kolczyk w oko i zacznie program od „witam was serdecznie”, bo to najbardziej bezosobowe powitanie jakie tylko istnieje w języku polskim.
Spójrzmy prawdzie w oczy: tacy jesteśmy, bo takich nas ukształtował współczesny świat. Gonimy jak głupki za sukcesem, za statystykami, za lajkami i subami. I czujemy, że wszystko co w nas fajne, miłe i osobiste musimy zamienić w produkt, zanim odważymy się to pokazać Wielkiemu Światu.
A Wielki Świat jest tak naprawdę głupi, nudny i nie wart pierdnięcia. Jeżeli coś w nim cieszy, to cieszy tylko na chwilę. Wielki Świat jest nieszczęśliwy i umiera z samotności, a my jak pomyleni staramy się go naśladować.
I ja to wiem lepiej niż większość ludzi. Bo miałem dużo praktyki. I dlatego jestem dzisiaj zły na siebie, że dałem się tak łatwo ponieść i zamiast zacząć zwyczajnie od „cześć”, to ja zaczynam was witać serdecznie, kochani.
Przypomniała mi się piosenka. Moja. W 2000 roku napisałem piosenkę „Samokrytyka” i tam jest taka zwrotka:
Potępiam siebie, że bywam jak oni
Kiedy się staram wznosić coraz wyżej
Kiedy dbam o to, żeby tekst był dobry
Zamiast dbać o to, żeby był prawdziwy„Samokrytyka”, 2000, Martin Lechowicz
A prawda jest taka, że chciałem opowiedzieć tu coś osobistego i coś prywatnego. Bez upiększania i bez robienia z tego od razu jakiejś wielkiej stargetowanej działalności marketingowej. Chciałem tylko, żeby było prawdziwe i żeby było moje, i żeby ten kto posłucha, wiedział, że to nie jest przetworzone życie z kodem paskowym, tylko organiczne, brudne, prosto z pola.
A chcę pisać tak osobiście dlatego, bo jak mam wybór między wstydzeniem się tego mojego nieprofesjonalizmu a byciem szczęśliwym, to ja wybieram bycie szczęśliwym. Chcę robić to, na co mam ochotę.
Tak żyłem przez wiele wiele lat. I podsumowując teraz ostatnie 30 lat życia, ze wszystkim plusami i minusami, mogę je opisać tylko tak: było absolutnie cudownie.
I nie mam najmniejszego zamiaru teraz przestać.
Więc co mi odbiło, że zacząłem bezmyślnie od takiej bezosobowej powagi? Sukcesów mi się nagle zachciało? A srał ich pies. Jeżeli ceną życia szczęśliwego jest życie bez sukcesu, to jest to naprawdę mała cena za szczęśliwe życie.
Tak uważam, i tak piszę, bo mogę. I o to chodzi. Szczęśliwy człowiek to taki, co robi co chce.
Jakiś komentarz?
Tekst Zesrać się można napisał Martin na To Be Happy.