Demokratyczna Władza (a przez „władza” należy rozumieć Jarosława Kaczyńskiego) znalazła prosty sposób na likwidację Trybunału Konstytucyjnego i zdobycie całkowitej władzy w kraju.
Otóż wystarczy przegłosować ustawę, która stwierdza, że Trybunał Konstytucyjny może orzekać o niekonstytucyjności ustaw tylko wtedy, kiedy każdy z orzekających sędziów będzie rekordzistą świata w ping-pongu i jednocześnie śpiewakiem operowym. Czyli nigdy.
I kiedy Trybunał Konstytucyjny zbierze się i orzeknie, że ta ustawa jest nieważna, bo jest głupia a do tego niezgodna z konstytucją, rząd powie:
Ha! Wasze orzeczenie jest nieważne, panowie, bo przecież żaden z was nie jest mistrzem ping-ponga ani śpiewakiem. Nie uznajemy tego orzeczenia o nieważności ustawy, bo orzekając o nieważności ustawy nie trzymaliście się tej ustawy, co jest logiczne i mądre. Co z was w ogóle za sędziowie, że nie szanujecie prawa? Macie wy rozum i godność człowieka?
I w ten oto sposób pan Demokratyczna Władza został dyktatorem.
Bo nie ma już nic, co by go mogło ograniczać w fantazjach. Zechce ukraść księżyc? Ukradnie księżyc. Powie, żeby żołnierze chodzili do kościoła zamiast na strzelnice? Tak się stanie. A jak mu przyjdzie do głowy ustanowić prawo, które zmusza każdego z nas do śpiewania pięć razy dziennie hymnu z twarzą obróconą w stronę Smoleńska to kto mu zabroni?
Nie żebym się tym zbytnio przejmował. Bo po pierwsze konstytucja jest pełna sprzecznych logicznie, niespójnych, wieloznacznych sloganów (patrz Art. 20) a od każdej prawie zasady można robić wyjątki.
Po drugie mogę wziąć i wyjechać.
Ale nie podoba mi się, że Polska Zjednoczona Partia Robotnicza numer dwa nam wyrosła, która w taki sam sposób jak oryginał stawia lojalność ponad prawem, siłę ponad dialogiem i ideały ponad rzeczywistością.
Tylko tym razem jedynie słuszną drogą, którą nam wszystkim narzucają metodą „my wiemy najlepiej co dla was dobre” nie jest niewzruszona przyjaźń ze Związkiem Radzieckim oraz niedorzeczne, nierealne fantazje komunizmu. Ale niewzruszona przyjaźń z narodowym katolicyzmem oraz niedorzeczne, nierealne fantazje komunizmu.
Nie podoba mi się, bo nie chce mi się wracać do dzieciństwa. Wolałbym coś nowego. Nudno tak powtarzać wszystko drugi raz.
No fakt, że będzie się z czego śmiać. Już jest. Ale ileż razy można Misia oglądać?