Lubię zerknąć na początku dnia na serwisy informacyjne. Ale zawsze miałem z tym problem. Taki, że musiałem się przekopywać przez stertę śmieci, żeby coś ciekawego znaleźć i przeczytać.
Ale teraz to ja już w ogóle nie mam czego czytać. Polskie serwisy informacyjne zeszły na dno. Nawet już nie o to chodzi, że żadnej etyki dziennikarskiej nie ma, że nie oddziela się faktów od opinii, że każdy artykuł jedzie jakąś propagandą i wmawianiem ludziom jak należy myśleć. Problem w tym, że gazety pozmieniały się w jakieś prymitywne brukowce i codzienne newsy to są jakieś duperele z Wąchocka, pierdoły jakieś z dna dupy, które nikogo nie powinny w ogóle interesować.
Aktorka ma covid? I co z tego? A mój sąsiad wczoraj kichnął. To ma być news?
Jedna duża firma zbankrutowała? No i co to zmienia? W Polsce 75% ludzi pracuje w mikro, małych i średnich firmach.
Ktoś się czymś nowym zaraził? Od roku się zaraża, jaka to nowość? Od początku świata codziennie się ktoś zaraża. Po cholerę o tym gadać? I tak wszyscy umrzemy, to jakaś nowość?
Można się pociąć z nudów czytająć gazety. Co nie otworzę, same bzdury jakieś, ani to ważne ani to ciekawe. Gazeta, Interia, Wp, Onet – wszędzie jedno i to samo, nuda i bzdura, plotki z kawiarni poowiajane w ton sensacji i polane ketchupem propagandy. Prorządowej, albo antyrządowej, bo innej nikt już nawet nie umie wymyślić. Byle tylko ktoś zareagował. Wszystko jedno jak, byle mu rzęsa drgnęła chociaż.
Ja już nie reaguję. Ja zasypiam. Nadmiar tego sensacyjnego podejścia przy pustce merytorycznej znieczulił mnie do reszty. W żaden tytuł prasowy nie wierzę.
Kiedyś jak widziałem pytajnik na końcu tytułu, to nawet nie klikałem. Dzisiaj już nawet nie zauważam, po prostu wzrok mi to omija, bo jak na końcu tytułu jest pytajnik to z góry wiadomo, że to bedzie prasowe gówno. Zawsze jest. Bez wyjątku. Bo żaden dziennikarz warty czytania nie pisze artykułów w formie podejrzeń?
- „Premier ma owsiki?”
- „Wszyscy umrzemy na covid do 2022”?
- „Życie na marsie wyewoluowało od jeżozwierza?”
A najbardziej istotny temat, o którym wszędzie powinno być głośno, praktycznie nigdzie się nie pojawia. Wykres, który tu dodałem, pokazuje jak zadłużała się Wielkiej Brytania w ostatnich latach.
Jak widać kryzys z 2008 wymusił przyspieszenie zaciągania długu. Udało się to opanować dopiero w 2019 roku. Ale to co rząd odstawił w 2020 roku wykracza poza wszystko co było do tej pory.
Wielka Brytania wygląda i tak całkiem nieźle w porównaniu z innymi krajami. Tego typu wskaźniki są szokujące. I pokazują, że nieubłaganie nadchodzi ekonomiczny kataklizm. Ludzie twierdzą, że w 2008 otarliśmy się o krach wszechczasów. To ja zwracam uwagę, że teraz jest rok 2008 razy kilka, a możliwości „ratowania” (w rzeczywistości: opóźniania katastrofy) są kilka razy mniejsze.
Gdzie o tym piszą? Nigdzie nie piszą. Wszędzie na pierwszej stronie informacje o tym kto dziś znowu zakaszlał.
To jest tak jakby w lecie 1939 roku wszyscy rozmawiali o tym, ile osób dziennie pchły użarły.
Nic nie ma odkrywczego w fakcie, że ten świat jest pełen kretynów, którzy słuchając rad innych kretynów, rządzą całą masą kretynów, skretyniałych już do tego stopnia, że wolają o pomoc eksperta (niewykluczone, że również kretyna) żeby sobie wsadzić palec do nosa. Bo bez kretyna kretyn sobie nie poradzi.
Ale co z tego? Niech sobie żyją! Nie trzeba być mądrym, żeby być fajnym, miłym i dobrze się bawić.
Zło tkwi w tym, że owi kretyni znajdują się teraz w miejscach, że gdzie powinni być ludzie wyjątkowo rozsądni i odpowiedzialni. W szczególności media, w szczególności polskie, zostały zakretynione do szczętu. Do takiego stopnia, że mi – bądź co bądź dziennikarzowi – trudno w to uwierzyć.
Tak że alternatywą jest wyłączyć nie tylko telewizję, ale internet. A przynajmniej pożegnać się z portem 80, ograniczając się do kilku blogów wartych czytania. Zna ktoś? Niech poleca. Bardzo proszę. Bardzo, bardzo proszę.