Znów jestem agentem

2011-10-24Blog3996

Mówi się o mnie.

Tym razem rozpętała się dyskusja na forum libertarianizm.net na temat tego, czy jestem tajnym agentem Tuska.

Myślałem, że to oczywiste. No jasne, że muszę być agentem. Za dużo rzeczy mi się udaje. Jeżeli w Polsce komuś się coś udaje, to może znaczyć tylko jedno: że ma konszachty. Bo niby jak inaczej? Własną pracą? Odwagą? Inicjatywą? Talentem?

Nie żartuj pan!

Tak czy inaczej bawiłem się całe rano czytając jakie pierdoły ludzie o mnie wypisują, ale z drugiej strony jest to rozczarowujące. Jakoś nie spodziewałem się wśród libertarian takiego poziomu. Dlatego, że podglądy libertariańskie są zdecydowanie najbardziej rozsądne spośród innych konkurencyjnych -izm’ów. Ale najwyraźniej nawet do sensownych poglądów można podchodzić jak do dogmatu i religii. I wtedy przestaje być sensownie i robi się niemiło.

Bo fanatyzm nawet w imię rozsądnych poglądów, dalej grozi podpaleniem świata.

Mimo, że nikt mnie nie dyskusji nad mną samym nie zapraszał, wprosiłem się na forum sam i napisałem jedną dłuższą odpowiedź, którą publikuję też tutaj. Bo myślę, że paru osobom może dać do myślenia.

* * *

A ja też mogę coś powiedzieć? Czy agenci głosu nie mają? Aż się zarejestrowałem z przejęcia.

Parę uwag mam.

Nie przesiaduję na forach, bo po paru latach aktywności, w czasach kiedy listy dyskusyjne i fora powstawały w internecie, doszedłem do wniosku, że każde forum kończy jako sekta. Co jest ciekawym paradoksem, bo forum właściwie powstaje po to, żeby rozmawiać, a kończy się jako grupa ludzi, z którymi rozmawiać nie ma sensu.

Rozczarował mnie poziom umysłowy uczestników tego wątku. Może tępy jestem, wybaczcie, ale nie dostrzegam istotnej różnicy między ludźmi, którzy widzą we wszystkim, czego nie znają, działalność mrocznych Żydów, a takimi, którzy widzą w tym mrocznych kosmitów. Albo mroczne demony. Albo mrocznych agentów.

Różnicy istotnej między nimi nie ma, bo najważniejsze jest to, że nie próbują nawet zrozumieć problemu, kiedy mają gotowe prostsze wyjaśnienie. Agent – i wszystko jasne. A jak nie jasne, to tym bardziej jasne – bo taka jest przecież istota agenta/żyda/masona/kosmity, że robi rzeczy tajne i niezrozumiałe.

Dyskusja z ludźmi o tak zasuszonym mózgu jest bezcelowa, jak pokazuje doświadczenie. Jak takiego zaatakujesz: „widocznie jesteś agentem”. Jak się bronisz: „tylko winny się broni”. Jak się odezwiesz: „ale ten agent ma tupet!” Jak nic nie mówisz:” milczy, bo nie wiec co odpowiedzieć”.

Tak, to prawda, że doniosłem na samego siebie podczas jednej audycji, że jestem Żydem. Teraz więc pragnę donieść po raz kolejny (bo widzę tu podobnych gatunkowo ludzi co na świętej pamięci polonica.net), że jestem agentem. Więc przytaczam tutaj znaleziony pod łóżkiem donos na mnie, pisany tą samą co poprzednio ręką:

***

Uprzejmie informuję, że widziałam Martina Lechowicza, jak pod pałacem prezydenckim spotkał się z premierem Tuskiem. Obaj uśmiechali się do siebie i podali sobie ręce, co dowodzi, że są w zażyłych stosunkach i znają się wiele lat. Potem Tusk wręczył Lechowiczowi grubą kopertę. Nie wiem co w niej było, ale na kopercie był wielki czerwony napis: „dla Agenta Martina za dywersję w ruchu wolnościowym”.

Miało to miejsce tuż po tym, jak Lechowicz z tym drugim z Blackout Polska zrobili szum w mediach podczas próby wprowadzenia rejestru stron zakazanych w internecie. Zaproszono wtedy przedstawicieli różnych środowisk, ale Lechowicza nie – i zawsze się zastanawiałam dlaczego. Nawet w Wiadomościach TVP się dziwili. A teraz już wiem: to dla zmyły. Tak samo jak dla zmyły ten cały Lechowicz śpiewał anty-Tuskowe piosenki w internecie i gadał te wszystkie rzeczy w radiu, że państwo policyjne, że cenzura, że brak wolności słowa, że największe zadłużanie w historii Polski i tak dalej. Agent właśnie tak by robił przecież. Na odwrót. Żeby nikt nie pomyślał, że jest agentem.

I to właśnie najbardziej dowodzi, że nim jest.

Z poważaniem, Jadwiga Odrowąż-Pieniążek

***

Jak już to mamy za sobą i ustaliliśmy kto jest agentem czego, to przejdźmy do mniej złowieszczych rzeczy.

Przede wszystkim gratuluję wolności, jaką cieszy się tu wielu z Cokemanem na czele. A w szczególności chodzi mi o wolność od niepotrzebnie wiążącej człowieka odwagi cywilnej, która sugerowałaby, żeby poinformować człowieka, o którym się gada na publicznym forum przez 6 stron, że się o nim gada. No wiecie, żeby dać mu okazję się wypowiedzieć, prawo do obrony i w ogóle jakoś głupio gadać o kimś, kto stoi obok a nie wie, że się o nim gada.

Ale, widzę, panuje tu wolność od takich niewolniczych zachowań, i chwała Bogu, bo gdyby nie panowała, to miałbym dylemat jak sklasyfikować dyskutantów, a tak nie mam żadnego dylematu i mogę sobie ocenić wszystko bez dwuznaczności.

Poza tym i tak każdy tekst o mnie w internecie trafia na moje biurko w zalakowanej kopercie z napisem „ściśle tajne” najpóźniej 48 godzin od momentu ukazania się. Taką mam siatkę agentów!

Cokemana wyrzuciłbym z Kontestacji już dawno (zresztą raz to zrobiłem), ale że stację prowadzimy we dwóch, a ostateczny głos oddałem naczelnemu wodzowi Kosińskiemu, to nie wyrzucam. Czasem zdrowo jest zaufać ocenie kogoś innego, mimo, że jest różna od naszej.

A wywaliłbym go nie dlatego, że mnie sobie krytykuje pikantnie – a niech sobie krytykuje, sto tysięcy innych mnie krytykuje, jednego więcej nawet w tym tłumie nie usłyszę – ale dlatego, że to jest ten rodzaj człowieka, którego osobowość powoduje wyłącznie zniszczenie. To kwestia nie chęci, nie poglądów, ale charakteru, czy tam osobowości – nie wiem zresztą czego, i na nic mi klasyfikowanie. Meritum sprawy jest wszakże takie, że Cokeman (a wielu podobnych mu na tym forum widzę) ma w sobie głód wojny, ciągły głos, który każe mu niszczyć. Zawsze będzie czuł sympatię do poglądów i miejsc, które mu niszczenie umożliwią, a dystans do poglądów i miejsc, gdzie nie ma wojen i trzeba po cichu, żmudnie pracować każdego dnia, żeby po długim, czasie cierpliwości coś wyrosło.

Wielu z was tutaj ma w sobie, widzę, ten zachwyt nad niszczącą siłą ognia. I nic z wami razem robić nie zamierzam. Bo boję się, że spalilibyście świat, po to tylko, żeby móc zobaczyć jak płonie.

Nie będę z wami palił świata w imię kolejnych szczytnych ideałów. Sorry.

Tyle do piromanów, a teraz do reszty. Taka zbiorcza odpowiedź.

Jestem za ochroną praw własności niematerialnej z tego samego powodu, z jakiego jestem za ochroną praw własności materialnej. Od wielu lat nie zmieniałem tutaj zdania, chociaż miewałem wątpliwości po drodze. Argument, że mam takie poglądy, bo zarabiam na tym, wydaje się sensowny, ale jest głupi. Bo wydałem jedną książkę, a przeczytałem setki. Napisałem 60 piosenek, a słuchałem tysiące. O filmach już nie mówiąc. Gdybym myślał o mojej korzyści tu i teraz, to powinienem być przeciwko, a nie za. Ale ja właśnie myślę o mojej korzyści, i dlatego jestem za. Bo bez ochrony praw niematerialnych nie przeczytałbym tych setek książek i nie posłuchał tych tysięcy piosenek. I filmu Star Wars też nikt by nie nakręcił. A ja akurat lubię Star Wars, i chcę żeby takie rzeczy powstawały. I chętnie za nie zapłacę. Tak samo jak za wszystko inne, za co warto zapłacić. Koniec tematu.

Padło pytanie: co chcę osiągnąć? Nie powiem. Z tego prostego powodu, że żadnemu geniuszowi nie przyszło do głowy, żeby mnie o to zapytać! Co należy myśleć o dyskutantach, którzy wolą przez 6 stron snuć domysły, co autor miał na myśli, zamiast po prostu zawołać autora i zadać mu pytanie?

A, rozumiem. Boicie się, że podpadniecie agentowi i Tusk wam forum zamknie. No chyba, że tak… Po co ryzykować. Z drugiej strony jak autor się odezwie to wolność snucia najbardziej dzikich domysłów przepadnie. A wolność przede wszystkim!

Co mi przypomina, po co tu głównie przyszedłem. Przede wszystkim więc chciałem podziękować. Bo wraz z rozczarowaniem dostarczyliście mi panowie tyle śmiechu (tym razem śmieję się z was, nie z wami), że pozwala mi to spojrzeć na libertariański światek anarcho-kapitalistyczny z jeszcze większą sympatią. No bo jak długo można się gniewać na dziecko?

Wyjaśnię jeszcze dlaczego ja się tyle nabijam i czego szczerzę ostatnio ryja, zamiast głosić kazania pełne „pozytywnego przekazu”. Dwa powody:

  1. Bo już się naprzekazywałem pozytywnie, i mi się znudziło. Tym bardziej, że efekty słabe, bo nikt już dziś nie chce słuchać kazań. Od wygłaszania naukowych referatów o wyższości Hayeka nad Keynesem oraz Ayn Rand nad całym światem można się porzygać, zaś od wiecznego cytowania Misesa sraczki. Tylko Bastiat jakoś się trzyma, ale że pisał jednak parę wieków temu, to powoduje drgawki i przyczynia się do rozrostu chemoroidów.
  2. Bo mnie wszystko śmieszy.

Donald Tusk mnie śmieszy. Absurdy i debilizmy, które uskutecznia, są śmieszne jak cholera. Co, naloty na bandytów grających w pokera nie są śmieszne? Wypowiadanie wojny dopalaczom was nie śmieszy? A to, że ludziom rozdaje pieniądze, które od nich samych pożyczył na wysoki procent, za co oni go jeszcze bardziej kochają, przebija Mrożka. Polska powinna zmienić nazwę na Comedy Central.

Kaczyński jest jeszcze śmieszniejszy. Wystarczy na niego popatrzeć i już jest śmiesznie. Im bardziej się brnie w szczegóły tym śmieszniej.

Śmieszne jest to, że żadna partia od 20 lat nie promuje choćby „miękkiego” kapitalizmu, a jednocześnie wszyscy zwalają winę za skutki socjalizmu na kapitalizm. O, przepraszam, jest jedna: UPR. A, przepraszam, to nie UPR, to WiP. Sorry, to nie WiP, to UPRiWiP JKM. Ooops, pomyliłem się, to nie UPRiWiP JKM, to Nowa Prawica, w skrócie Kongres Nowej Prawicy. A może jakoś inaczej? Nie pamiętam już. Pamiętam tylko tyle, że skrót był dłuższy od pełnej nazwy.

I to, panowie szlachta oraz wy, szanowne chamy, jest śmieszne jak jasna cholera. Pomimo tego, że mam więcej szacunku dla JKM, niż do całego tego forum, muszę stwierdzić, że, no, są jaja. Nie z tej ziemi.

Ja przy okazji, też sam siebie śmieszę. Czasem tak sam siebie rozśmieszam, że się przez godzinę nie mogę uspokoić.

Ale żebyście widzieli siebie samych! Żebyście się mogli zobaczyć z zewnątrz, jak wyglądacie z tymi waszymi nieustającymi dyskusjami o czystości idei, prowadzonymi z taką powagą i zacięciem, jakby przyszłość świata od was zależała, mimo, że nikt poza wami samymi nie wie o waszym istnieniu. Aż żal, że tak niewielu wie, że w ogóle istniejecie, bo omija ich tarzanie się ze śmiechu od słuchania gości wzywających gromko do zbrojnej rewolucji, mimo, że w życiu nie zarobili pieniędzy nawet na pudełko petard, a jedyną zorganizowaną grupę jaką prowadzili, to dwie staruszki, które chciały przejść przez ulicę. Ach, jak wesoło się robi na duszy, kiedy ludzie, których jedynym sukcesem życiowym jest zdobycie wysokiego rankingu na forum oraz nie ustawanie w wysiłku rozpieprzania w imię czystości poglądów tego, co inni latami budowali, z pogardą patrzą na tych, którzy w ciszy budują te swoje małe niedoskonałe domki.

No sorry, ale mnie to śmieszy. Muszę się śmiać, bo jak przestanę to zacznę wymiotować.

Śmieszy mnie architekt, który śpi na gołej ziemi osłaniając przed deszczem głowę planami katedry, której nigdy nie zbuduje. Śmieszy mnie to tym bardziej, bo ja zbudowałem lepiankę, która jest krzywa, brzydka, ale stoi, jest ciepła i nie przecieka. Patrzę na tego biednego głupka, i pękam ze śmiechu. Głośno, żeby inni usłyszeli. Ten śmiech może sprawić, że nie skończą tak jak on.

Im więcej rozumiem, tym bardziej mnie to śmieszy. Takie mam teraz motto: cogito ergo rideo.

I poczyniwszy to rozróżnienie na architektów, którzy śpią pod gołym niebem i tych, którzy budują, już się zamykam i idę sobie. Teraz możecie dalej spokojnie kontynuować rozmowę o tym czego jestem agentem i kto mnie opłaca. Już nie przeszkadzam.

Pozdrawiam jeszcze tylko tych, którzy robią swoje i budują swój kawałek rzeczywistości. Jacka Sierpińskiego i Maćka Miąsika, którzy tu są, a których cenię. Z życzeniami zdrowia i młą myślą do zastanowienia się przed snem: czy naprawdę warto, żebyście poświęcali wasz czas na fora internetowe?

Podziel się z głupim światem